wtorek, 1 kwietnia 2014

London calling.. cz. 1



   
     Gdy pod koniec stycznia rezerwowaliśmy bilety, żadna z nas nie przypuszczała jeszcze, że koniec marca i początek kwietnia będą dla nas czasem totalnie wytężonej pracy. Byłyśmy raczej przekonane, że będzie to taki ostatek sezonu ogórkowego, tuż przed świętami Wielkiej Nocy.
Oczywiście, jak się okazało, było totalnie odwrotnie... jak to w życiu, cokolwiek sobie nie zaplanujesz, los zdecyduje inaczej :D Także na lotnisko pędziłyśmy nie tylko spóźnione, ale totalnie niewyspane. Lot o 6 rano = konieczność wstania o 3 = sen trwający niespełna godzinę... ale w zamian za to, w zamian za to... trzy dni absolutnie boskiej zabawy, w absolutnie najlepszym towarzystwie :-D Jechaliśmy tam z naszymi mężami, a także z przyjaciółmi od lat. Sześcioro bliskich sobie przyjaciół, kilkanaście lat wspólnych wspomnień, niemal jednakowe poczucie humoru gwarantowało, że te niespełna trzy dni będą idealne. Chociaż pewnie - bezsenne... ale w końcu młodzi jesteśmy, wyśpimy się, jak to mówią, po śmierci :D





O takie dwie boskie - bez mejkapu, tuż przed odlotem :D

   

Kocham latanie samolotem... to mój ulubiony sposób podróżowania. Mam chorobę lokomocyjną i tylko w samolocie czuję się tak dobrze, by nie musieć zażywać aviomarinu. A jak wiadomo, po avio zawsze człowiek jest nie do życia, senny i z osłabioną percepcją.. do Londka - wykluczone! 



Pierwsze kroki skierowałyśmy wiadomo, gdzie... oXfoRd StReEt :D I od razu, jakie gwiazdy :D









PrImArK. Czuję się trochę wsiuńsko,"lansując" się najtańszą sieciówką ever :D ALE! W nosie to mam :D Uwielbiam ciuchy i nigdy nie mam ich dosyć! W nosie mam super-marki, ważne dla mnie jest tylko i wyłącznie to, czy MI się dany ciuch podoba, czy MOIM zdaniem jest fajny i czy dobrze w nim wyglądam i się czuję. Nigdy nie kupuję czegoś tylko dlatego, że ma modną / znaną markę, a już przepłacanie za zwykłe "bejziki" uważam za totalną bzdurę. Torebka, płaszcz, buty, owszem, ale zwykły biały t-shirt za set złotych? Paranoja! Dlatego uwielbiam Primarka, że tam te jednokolorowe bluzki z krótkim czy długim rękawem (które notorycznie szarzeją.. a może nie umiem dobrze prać ;) ) kosztują jakieś 2-3f, czyli 10-15zł :D I wcale nie są tak słabej jakości, jakby się mogło wydawać, i wiem co mówię, od lat ich używam :D Owszem, niektóre płaszczyki, sukienki, farbowane topy czy coś to już z jakością wiele wspólnego nie mają, ale też czego się spodziewać w takiej cenie.. zresztą - jak prawdziwa kobieta często okazuje się, że jakiś ciuch mam na sobie tylko raz :D Więc ta zła jakość nie razi tak bardzo ;)



Taki szał tam... tŁuMy...!


    
     Koniec końców... spędziłyśmy tam co najmniej jeden cały dzień (tak sumując czas spędzony tam przez cały wyjazd ) ;) Obkupiwszy całą rodzinę (od dzieci, przez siebie, mamę i siostrę, a także bratanka i siostrzenice ;) ) wyszłam stamtąd z wielką walizą - już było pewne, że w podręczny się nie zmieszczę... ale jaka zadowolona ;-) (gorzej w domu.. kiedy się okazało, że dotychczasowe pełne półki i szuflady coś nie chcą urosnąć i trzeba było przejrzeć wszystko, część odłożyć, resztę pięknie poukładać...) Dobrze, że miałam oparcie w Marcie, ona na szczęście "ma tak samo" ... 




No i całe szczęście, że tuż za rogiem był pub specjalnie dla naszych mężów :D Tablica przed wejściem była bardzo znacząca...


Zdrowy posiłek.. cydr, cola, ibuprom, piwo... :D


I fryty z ketchupem... ale kto by się przejmował...


A tu już Marta w nowych nabytkach :D




A to nasze mieszkanko :) Bardzo fajne, klimatyczne, choć 3 piętrowe ;) najważniejsze jednak, że na samym Camden! Idealne miejsce na wieczorne wypady... pełne takich samych świrów jak my :D


Widok z okna :)



Cudny kącik dla dzieci... wowwwww...!


I dwie boskie łyżeczki...


...do dwóch boskich herbat... :)


Londyński pośpiech




Ulubiony środek lokomocji... może nie mój, ale całej reszty grupy :D Ale o tym następny post :) 





Camden magic...





 I kolejny pub The Monarch - z muzyką na żywo, koncert Georgeous George :) może kiedyś będą sławni :D




A tu takie angielskie... Evening Standard, Prince Charles i primarkowe trampki za 7f... :D


I najlepsze, najlepsze śniadanie - dzięki, Wac!






Tyle idylli... tu w drodze na kolejny shopping - słit focia z RiRi... :D


I MEGA kampania H&M w tunelu metra :)






 I kolejny shopping z Martą :D TOPSHOP. Kapelusze z rondem zawsze były moją słabością... jakbym się urodziła w realiach Dynastii byłoby mi w nich bardzo do twarzy ;)


Marcie pasował jednak inny styl :D


Oh yes...


 Tym bardziej tutaj... LOLA Cupcakes..


Black & White cake :D


Z TOPSHOPA wyszłam z nową, już ukochaną torebką ;) Wszędzie szukałam takiej na długim pasku, wygodnej, i dużej, i nie za wielkiej. Takiej, która pasowałaby kolorystycznie do wszystkiego (jak przepakowuję torebki zawsze zapomnę wyjąć czegoś ważnego..!).. no i mam :D Firma której nie znam, Marc B. (marc bags). Taka ot. ZAJEBISTA :D 









Srsly... następne foto to ja = mistrzyni selfie ;)
Jak to zwykle bywa, rozdzieliłyśmy się z M. w szale zakupów i wylądowałam all alone z tą sukieneczką.. oczywiście jest już moja ;)


Moje nowe etui na aparat :)



I - mąż w przymierzalni, a ja się nudzę... ;))) (ale mina wyraża zainteresowanie - przyznacie, niezła jestem w te klocki ;) )


Żeby nie było, nie jesteśmy obojętne na uroki Londynu.. cudowne miasto.. kochamy je od dawna :)) 



 Kocham metro... totalnie... niesamowicie mnie rusza świadomość, ile ludzi dziennie z niego korzysta... wow!...


Green Park...




Światłem malowane...


Westminster Abbey...


Big Ben...


Jak przystało na boginię - mam aureolkę :D









A tu już nostalgicznie.. ostatni dzień tego króciutkiego wyjazdu...


Jak wszystko, co dobre.. ten wyjazd był nam - mi i D -  bardzo potrzebny... w tym szalonym pędzie, jaki ostatnio mamy, raz jedno, raz drugie w rozjazdach... cudowne takie chwile, choć krótkie!..



No i jeszcze... WRESZCIE mogłyśmy się nagadać z Martą - nie tylko o uszytkach, wysyłkach, kiermaszach, płatnościach, fakturach itp, itd... a nawet, o zgrozo! Nie o dzieciach!!! AAA! Totalna zmiana tematu nastąpiła i przyznaję - obu nam to było potrzebne jak woda... przewietrzyć umysł... wyciszyć emocje... przed nami wiele trudnych decyzji i musimy się nieźle przygotować do NOWEGO... które coraz wyraźniej rysuje się przed nami :) Ale tam... myślałyśmy tylko o TU i TERAZ... cudowny błogostan!








Nasza nowa fotka :D 



Tyle mojego... ale już jutro, a najdalej w czwartek - Marta zrobi kolejny londyński wpis :D Bo mamy zdjęć jakieś 900, do tysiąca ;) Hehe :D WyuzDanE w FotKach jesteśmy - jak nic ;) 

10 komentarzy:

  1. Czekam na dalsze........... i nie wiem czy dotrwam :) jak zawsze boooskie zdjęcia, zresztą jak na boginie przystało ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. No... zajebiste jesteście i tyle!!! Uwielbiam Wasze reportaże :) Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie się oglądało , miło patrzeć na Wasze uśmiechy :) torebeczka boska - lubię takie :)

    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  4. oj ja byłam i komentarza nie zostawiłam :) zazdroszczę Wam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowne!
    Wy oczywiście kobitki;)
    Zdjęcia wspaniałe;D
    A.co do torebki to świetna!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajne fotosy, też kcem do Lądka!
    A torebka faktycznie spoks :-P

    OdpowiedzUsuń
  7. A fotka w typie twórczości A. Warhola :)

    Pozdrawiam
    arena

    OdpowiedzUsuń
  8. Pat jaka Ty śliczna jesteś, a w ogóle wyglądasz jak nastolatka i 3 dzieci, nie wierze, chyba ktoś Ci je podrzucił. Ile Ty w ogole masz lat kobietko ? pozdrawiam ślicznie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. LOLA CUPCAKES, coś dla mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Totalny czad, krejzolki z Was takie, jakie uwielbiam. Tak strasznie przypominacie mi samą siebie, z tym że ja utknęłam z dziećmi w domu i brak mi siły, motywacji i pomocy wśród rodziny, aby takie akcje stały się na powrót realne... Bo ja też ubóstwiam Londyn, Primark na Oxford St. był kiedyś moim drugim domem i do dziś obnoszę niektóre z ciuchów tam kupionych. Camden to raj na ziemi z niespotykaną nigdzie indziej atmosferą, cudownymi freakami i boskimi, orygonalnymi rzeczami do kupienia na targu. WIEM, że kiedyś znowu tam wrócę, ale kiedy...

    OdpowiedzUsuń