środa, 29 maja 2013

DIY - memory board, czyli tablica niezapominajka - w 30min


     Jak pewnie zdążyliście się zorientować, nie lubię niczego marnować. Żaden ścinek, żadna resztka wypełnienia nie może się u mnie zmarnować. A gdy w garażu, podczas wiosennych porządków, znalazłam kawałek starej dykty, oczy mi się zaświeciły. Mi, bo mój mąż to najchętniej wysłałby mnie w kosmos wtedy, razem z tą dyktą, którą nazwał śmieciem :DDD Ciężkie ma życie, chłopak!
Od tamtych porządków minął już ponad miesiąc, ale wreszcie znalazłam dla mojego śmiecia zastosowanie. VOILA! Tablica memory board, czyli klasyczna przypominajka. To coś, czego w naszym domu brakowało, bo wiecznie się śpieszymy i przez ten pęd zapominamy czasem o umówionych wizytach lekarskich, sprawach urzędowych itp. Zerknijcie, może i Wam się przyda takie coś z niczego, a może być również niebanalnym prezentem dla kogoś, kogo bardzo lubimy :)


1. Do wykonania tablicy potrzeba:


- kawałek dykty, albo grubego, sztywnego kartonu
- nożyczki
- klej szybkoschnący
- lateksowa rękawiczka (do przyklejania, coby nam skóra z palców nie zeszła ;) )
- kawałek tkaniny odpowiednio większy od wycinanego kształtu
- wata, ocieplina, watolina, wypełnienie z poduchy - cokolwiek, co "zmiękczy" nam tablicę
- kawałek tasiemki do zrobienia uchwytu
- maleńki gwożdzik
- pinezki bądź kolorowe szpilki
- kartki papieru sztywnego

2. Wycinamy kształt z papieru i odrysowujemy go na dykcie / kartonie. Ja zdecydowałam się na serce i dlatego wycinam tylko pół, ale można zrobić w dowolnym kształcie.



3. Wycinamy dyktę - to najtrudniejszy moment pracy nad tablicą, wymaga dość dużo siły i mocnych nożyczek. Moja dykta była stara i spulchniona trochę i dlatego dałam radę, ale polecam karton ;)


4. Wycięty kształt smarujemy w kilkunastu miejscach szybkoschnącym klejem:


5. Przyklejamy naszą watę czy ocieplinę i docinamy do kształtu:




7. Odwracamy tablicę i kładziemy ją na "lewej" stronie tkaniny:


8. Przystępujemy do zaginania nadmiaru tkaniny i przyklejania jej do dykty / kartonu. Robimy to małymi zakładkami, dopasowując do wybranego kształtu.


9. Gdy nasz kształt posiada takie "wklęsłe rogi" jak serce, rozcinamy w tym miejscu materiał, w ten sposób dobrze się go dopasuje:


10. Wycinamy ze sztywnego papieru "plecy" tablicy. Zakryje on nam nieładny tył.


11. Teraz zostało już tylko przygotowanie uchwytu. Możemy kupić w jakimkolwiek sklepie z takimi akcesoriami tradycyjny trójkącik, który przyczepimy do tablicy, bądź po prostu związać na mocny supeł tasiemkę i cienkim, malutkim gwoździem przybić ją do naszej niezapominajki. Ja miałam gwoździe 1cm długości, koniec, który wyszedł na drugą stronę, zakryłam przyklejonym guzikiem :D W ten sposób można ozdobić naszą tablicę.



12. I gotowe!!!




~PaT

poniedziałek, 27 maja 2013

Francuski romans cz.II


    Ktokolwiek był w Paryżu krótko, musiał się lekko rozczarować - przynajmniej jeśli oczekiwał francuskiego klimatu, znanego z filmów tj. "Amelia" czy nawet tych kultowych z Luisem De Funes. Paryż to metropolia - wir, pęd, pośpiech, hałas, gwar, a przede wszystkim - tłumy turystów, obcokrajowców, imigrantów. Częściej niż czystą francuszczyznę słychać język francuski z akcentem. Ale nie, żebym ja się rozczarowała - bo nie, kocham ogromne miasta, tętniące życiem o każdej porze dnia czy nocy. Jednak gdybym miała być tylko w Paryżu, nie poczułabym tego, do czego tęsknię - prawdziwej, rdzennej Francji, śpiewnego języka, życzliwości, o którą w wielkich miastach coraz trudniej...
Dlatego trzeciego dnia obudziłyśmy się w Chartres, w uroczym mieszkanku mojej przyjaciółki, Marty.
Chartres to niewielkie miasto leżące około godzinę drogi pociągiem od Paryża. Ma długą i bogatą historię, ale najbardziej znana do dziś jest chartrejska katedra:

źródło: http://wezelekwedrowca.blogspot.com/2013/03/lata-temu-spedziam-swietawielkanocne-u.html

To miasto takie, o jakim można marzyć, podróżując po Francji. Jak wszystkie zabytki w tym kraju - zadbane, odrestaurowane, a nie pozbawione autentyczności. Dosłownie czuje się setki lat wspomnień, zawartych w każdym kamieniu bruku... w każdej cegle, każdej belce, z których zbudowane jest miasto. Tam nawet pachnie inaczej, niż w Paryżu! Totalnie inaczej!
Chyba nie muszę mówić, jak bardzo zachwycona byłam, jak szczęśliwa, że mogłam tam pojechać. W czasie mojej francuskiej wieloletniej przygody bywałam w różnych miastach, miasteczkach w tym kraju i chyba wszędzie było pięknie :) Ale w Chartres nie byłam nigdy dotąd i bosko, że tym razem mogłam być.
Ale przyponiała mi się niniejszym absolutnie zachwycająca Marsylia ze swoimi Calanques i uwielbianym przeze mnie rapem (tam naprawdę rap słychać i czuć w powietrzu :D), Avignon ze swoim festiwalem teatrów ulicznych, Nicea ze swoimi pięknymi bulwarami, Cannes z festiwalem filmowym, Grasse z maleńkim ryneczkiem, pełnym wyśmienitych zapachów i smaków, Bordeaux, Anglet z Oceanem Atlantyckim i Dune de Pyla, Carcassonne z kilkutysiącletnią historią zamkniętą w idealnie zachowanym miasteczku, Montpellier z akweduktami itd.... Oj, w ilu przecudnych miejscach byłam!!! Jak szczęśliwa ze mnie istota - gdy o tym myślę, bo mam o czym :) Ale ja Francję na stopa zwiedzałam całą, wzdłuż i wszerz, mając kilka groszy w kieszeni tylko. Można? Można! Tylko trochę odwagi mieć i nie oczekiwać luksusów, a cały dobytek na miesiąc czy więcej - zmieścić w plecaku :)
No ale wracając do mojej ostatniej podróży. Pokażę Wam zdjęcia. Strasznie żałuję, że niedługo przed wyjazdem koty zniszczyły mój szerokokątny obiektyw i musiałam robić foty obiektywem dużo słabszym, bo nie mogłam oddać wszystkiego, co chciałam.. ale zobaczcie :)

Wreszcie trochę słońca :)


Uliczkami Chartres...


Słodkości :)


Piękne drzwi:


Sklep mięsny. Fajniejszy niż w Polsce, co nie? :D Tam jakoś wszystko się ładniejsze wydaje, ładniej opakowane, ładniej podane...


I pan rzeźnik. Klasyk! Kocham tą wagę, wow!!!


Na śniadanko, do bagietki, dwaj Papieże. Chyba ktoś Benedykta zignorował ;)


Troszkę zakupowo ;)


Kolorowe drzwi, okiennice... Sztuka detalu...


I nawet można się wyżywić samemu :D


Gdy jestem w jakimkolwiek mieście, zbudowanym nad rzeką, nie mogę się nadziwić domom, budynkom, które wyrastają jakby spod wody!!! No jak to się robi!? Że to nie zalane, nie podmyte dotąd? Nie przegnite? Dla mnie zagadka :D Szczególnie, że w małych mieszkaniach, w nowym budownictwie, wyłażący spod dachu lub przy oknach grzyb to taki standardzik. A widać, że da się zabezpieczyć :P


Trochę Notre Dame de Chartres, czyli Katedra :) 








To najsłynniejszy chartrejski witraż:


Świeczuszka, w dobrej intencji..



A tu znowu francuska sztuka uliczna, plus gołąbek. Gratis.


Kwiaty rosnące na murach też mnie zachwycają!





O kolorowych okiennicach raz jeszcze. 


Takie kwiatki ;)


A tu coś, co zaparło nam dech w piersiach!!! CHARTRES EN LUMIERES, czyli Światła Chartres. Spektakl niesamowity, czegoś takiego NIGDY dotąd nie widziałam, nie doświadczyłam... Co wieczór, co 15 minut, chartrejska Katedra ożywa pod wpływem światła i animacji. Jest magia. I niewyobrażalnie mocno czuć to legendarne boskie tchnienie... 
Spektakl możecie zobaczyć - i wzruszyć sié do łez, jak my - na youtube. Naprawdę polecam obejrzeć w wolnej chwili: http://www.youtube.com/watch?v=WSoVLlF1-5c





Ale Światła Chartres to nie tylko rozświetlona katedra. To również całe miasto znienacka rozświetlane, co krok nowa niespodzianka. Można nawet ducha zakonnika spotkać.


Rozświetlony most:


Dobra, koniec Chartres ;) Teraz przenosimy się do Zamków nad Loarą. Zamek Chambord. Długa historia, jeden z najbardziej rozpoznawalnych zamków na świecie. Przez pewien okres rezydencja Ludwika XIV. 

źródło: Wikipedia

Strasznie padało, więc i zdjęcia kiepskie :( Jeszcze mój aparat, co odmawiał współpracy w kiepskim świetle i o. 







Na zamku pozwoliłam sobie strzelić sesyjkę mojej uszytej przed wyjazdem kurtki :) Zdjęcia bardzo słabe, nie oddają szczegółów, ale cóż, innych nie mam i szybko nie będę mieć, a chcę już Wam ją pokazać. Jestem zadowolona z efektu :) 
Kurtkeczka uszyta jest z grubej dzianiny wiskozowej, a jakby "ściągacze" (tzn części przy nadgarstkach i w pasie) z innego materiału, też wiskozowej dzianiny typu lacoste ;) Zamek asymetryczny z boku i żółte akcenty od spodu. 
Najlepiej materiały widać tutaj, w świetle dziennym, tu w trakcie spaceru po Chartres z rana. W sztucznym świetle na zamku nie mogłyśmy zrobić ani jednego wystarczająco ostrego zdjęcia, a na zewnątrz lało non stop :((( Nawet obiektyw mi zamókł :(











Dobra, tyle samochwalstwa ;) 
Pod zamkiem kicz nad kicze, aż dziwne, że ktoś we Francji, gdzie wszystko zwykle jest zaplanowane w najdrobniejszych szczegółach, na coś takiego pozwolił. Średniowieczna chata, wszystkie kraje świata, różowe donice, białe markizy i palmy. Oł jeeee. Zatańczmy taniec hula!


Klimatycznie:


I wyeżdżamy... tą (bardzo długą i prostą) drogą podjeżdżały pod pałac znakomitości... widok mieli przepiękny...


A tu moje ulubione zdjęcie chyba :) Francuskie autko. 



Mówię Wam, jak kiedyś będziecie mieli okazję wybrać się do Francji - nie zostawajcie tylko w Paryżu. Jest cudowny, ale zbyt wiele o Francji się tam nie dowiecie... Pojedźcie dokądkolwiek, do mniejszej miejscowości, chociaż na jeden dzień, i pochodźcie bez celu. Wrócicie zachwyceni. Obiecuję :)

~PaT