niedziela, 3 marca 2013

Wspomnienia z Kazimierza Dolnego..


     Wygląda na to, że faktycznie nie przeliczyłam się z tą kazimierzowską wiosną - odkąd wróciłam, świeci u nas długo nieprzychylne słońce, jest cieplej, jest piękniej, jest dużo bardziej optymistycznie! Tylko czekać, aż na gałązkach pokażą się wiosenne pączki..
Obiecywałam Wam fotki z Kazimierza, i oto zaraz nastąpią :)) Ale najpierw kilka słów. Nie będę opisywać całego wyjazdu, ale o Kazimierzu nic nie powiedzieć to wstyd, żen i ignorancja absolutna.
Od początku. Nie będę generalizować, ale umówmy się - trasa Gdańsk - Warszawa i potem Warszawa-Kazimierz nie zachwyca pięknem krajobrazu, a drogi, pozostające nadal w koszmarnym stanie, przebiegają przez smutne i brzydkie miejscowości. Jedziesz, jedziesz, szaro, buro, syf przy drodze (puszki, butelki, inne śmieci wyrzucone przez egoistycznych podróżnych z samochodu, stosy piachu - smutne zimy ostatki) i nagle wyrasta. On. Nasz skarb. Król Kazimierz.
Już pierwsze zabudowania stawiają cię do pionu. Wiesz, że nie wypada się tu garbić i przeklinać, nogi należy trzymać prosto i powściągliwość okazywać na każdym kroku. Jesteś wśród arystokracji! Bo to nie byle miasto, które ma piękny, odrestaurowany ryneczek, a na nim knajpę przy knajpie. Tu, panie, jest sztuka. Zamiast restauracji przeplatanych barami jest galeria na galerii. I nie mówię o galerii handlowej! Malarstwo, rzeźba, grafika, rękodzieło artystyczne.. dosłownie nie starczyłoby tygodnia, aby je obejść i należycie skomplementować. A jednak nie czuje się onieśmielenia, bo życzliwość czuje się na każdym kroku. I te piękne obrazy, plakaty, przedmioty...
Największe wrażenie zrobiło na mnie co innego. Może taka pora roku, że trochę ponuro - mgliście było w Kazimierzu w czwartek, pusto, bo środek tygodnia i marzec, no i resztki śniegu zalegające wśród brudnego piasku, jak w całej Polsce, będą się sprzątać do czerwca. Ale niesamowite dla mnie było ogromne bogactwo pięknych, starych domeczków, willi, ruin, domostw, chat, hoteli, pensjonatów, chałup i stodół.. Dosłownie w tej kolejności. Bo tam to tak właśnie wygląda - obok nowych, ale stylizowanych domów (jedyne miejsce, gdzie chyba faktycznie obowiązuje w miarę jednolity plan zagospodarowania terenu), stoją drewniane chałupy i stodoły. Za ich butwiejącym płotem - modernistyczne, ogromne i onieśmielające wille (Kazimierz przeżywał rozkwitw latach dwudziestych XX wieku), a jeszcze dalej maleńkie, urocze, przepiękne, bielone domeczki z okiennicami, jakby żywcem wyjęte z nadmorskiej Prowansji... Istne pomieszanie z poplątaniem, ale mające taki urok, że dech zapiera. I to co kilkadziesiąt metrów nowe odkrycie! W Gdyni, jak jest jakiś nieco bardziej wiekowy budynek, wszyscy się nim zachwycają, strzelają zdjęcia i dumni są jak paw, że MAMY TO. Wiadomo, jak na młode miasto - jeden stary domeczek Abrahama wzbudza nie lada sensację. A tam historia jest w każdym kamieniu na ulicy. Oddychasz powietrzem, którym oddychały setki pokoleń przed tobą, wdychasz zapach zamszonych schodków, wapiennej opoki i butwiejących desek... jeszcze jak wyobrazisz sobie wozy ubijające nadal nierówny, jakiś niewspółczesny bruk na ulicach, wożące damy na bal do Króla Kazimierza... niesamowite...
A.. i oni, tam, są dumni z Polski. Jest regionalnie, jest sielsko, miejscami wiejsko, uroczo, ślicznie. Bardzo, bardzo to lubię! Nie ma idiotycznych przypinek "I love Kazimierz Dolny", tylko fajne, folkowe grafiki! Po prostu polski jarmark.






Dom z brodą :) Gandalf wśród domów!




Samo życie, zatrzymane w kadrze, tak samo akutalne pięćset lat temu jak teraz...




I ja ;) 





 Widok z baszty z zamku w Bochotnicy :)



A wiosnę zapowiadają już (sztuczne) stokrotki!!! Aż musiałam je nabyć ;) żeby tę kazimierzowską wiosnę zapamiętać!





Kamieniołom w Kazimierzu - już nieczynny, ale wrażenie... niewiarygodne... jak na pradawnym, opuszczonym cmentarzysku. A ziemia jest tam prawie biała...




Nad drzwiami w naszym pokoju wisiał taki - indonezyjski ponoć - panel okienny. Równo stuletni! Jakiś znak czy co.. no biorąc pod uwagę, że niedaleko naszego pensjonatu widziałam bociana, to może powinnam się zaniepokoić? :D


A tu już wracamy do domu...



Dobra, koniec epopei i mojego słowo- i foto- toku :)) Jest niesamowicie. Trochę mistycznie, tajemniczo, malowniczo i bardzo zachwycająco. Bogato, biednie i artystycznie. I smacznie, że hej!!! Zresztą, jedźcie i przekonajcie się sami.

PaT

6 komentarzy:

  1. Pięknie to wszystko opisałaś i pokazałaś :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. pięknie tu u was na blogu :)

    pozdrawiam ze śląska

    OdpowiedzUsuń
  3. wow, chyba dopiszę to miejsce do listy marzeń:) super wspomnienia, pielęgnuj i odświeżaj kiedy możesz kolejnym wyjazdem:)

    OdpowiedzUsuń
  4. pisz pisz pisz cudnie czytajac bylm tam z toba caluje icia

    OdpowiedzUsuń