sobota, 9 lutego 2013

Jakby tego bylo mało... czyli kociątkowy zawrót głowy!


     Dom to praca właściwie bez przerwy. Nie odkryłam żadnej Ameryki, wie o tym każda mama. Pranie, sprzątanie, gotowanie, szara rzeczywistość... U mnie sprawę komplikuje pasja do szycia, która pochłania sporo czasu i energii, a poza tym - trzech baaaaardzo żywych synów, z których najmłodszy wszedł właśnie w cudowny, absolutnie niepowtarzalny i fantastyczny okres buntu dwulatka ;) Jeszcze do dwóch lat trochę mu brakuje, ale zdecydowanie, to jest to... Yeah!
     Jakby tego było mało, postanowiłam zaadoptować małego kotka. Już od dawna myślałam o tym, bo koty miałam w domu rodzinnym od dziecka, ale jak zobaczyłam ogłoszenie pewnej pani, która chciała oddać pięć maleńkich kociąt urodzonych 21 grudnia, to sprawa była już przesądzona! Czemu? Raz, że kotki urodziły się w dniu zaplanowanego przez Majów końca świata ;) a dwa, że właśnie 21 grudnia, tylko 6 lat wcześniej, urodził się mój pierwszy, najstarszy synek, Filip :) Dla mnie to był znak! Męża "urabiałam" od dawna, więc z tym problemu nie było, ale problemem stało się, który kiciuś z uroczej piątki powinien być nasz. Ja chciałam kotkę, mąż - kocurka i tak stanęło na tym, że zamiast jednego, weźmiemy dwa :D Pojechaliśmy, zobaczyliśmy, zakochaliśmy się na przysłowiowe "amen" i szczęśliwi wróciliśmy do domu, by czekać, aż maleństwa podrosną na tyle, byśmy mogli zabrać je do naszego domu. Miały być Topikiem i Topcią, z bajkowych Muminków ;)
     Wreszcie nadeszła wyznaczona data - 7 luty, bo na ten dzień umówiliśmy się na odbiór. Wszystko w domu były przygotowane, dzieci nie mogły się doczekać, tak jak i my :) I przyjechały.. od początku spokojne, bardzo mądre, bezbłędnie nauczone czystości - no rewelacja! Pokochaliśmy je ostatecznie! Pierwszą noc spędziły spokojnie śpiąc w nogach naszego łóżka, nie płakały za mamą, nie rozrabiały, nie atakowały naszych stóp ruszających się pod kołdrą (ulubione zajęcie mojego kota z dzieciństwa ;) ).. nic! Po prostu najgrzeczniejsze kocie towarzystwo w historii! Nie mogłam uwierzyć, że tak mi się bosko trafiło, że bez żadnego problemu zdobyliśmy takich przyjaciół :)
     Aż tu nagle, gdy Topcia (a właściwie Nala, albo Coco, albo Lili, bo moje dzieci nie mogą się nadal zdecydować, jakie imie nadać kociętom!) spała na moich kolanach przy wtórze uroczego murmurando, zobaczyłam... zobaczyłam... PCHŁĘ!!!!!!!!!!!! Pierwszy raz w życiu widziałam, naprawdę (moje koty w domu pochodziły z hodowli i nie wychodziły na dwór), ale od razu wiedziałam, że to jest TO! Pełna przerażenia zaczęłam wertować google, załamałam się, już widziałam inwazję pcheł szachrajek w naszym domku, zamieszkanym przez małe dzieci i niemalże dostałam zawału. Czym prędzej popędziłam do weterynarza, gdzie kicie zostały odrobaczone i odpchlone, dostałam "prikaz", by wyprać wszystko, z czym mogły mieć kontakt, i powiem Wam, że wcale kamień nie spadł mi z serca. Ale od rana dzielnie piorę, czyszczę, dezynfekuję, kotki wyczesuję.. Ostatnie kilka razy nie udało mi się wyczesać już żadnej pchełki - to chyba znak, że przynajmniej większość padła, prawda? I tak żyję teraz nadzieją, że żadne pchle towarzystwo, którego szczerze się brzydzę, nie nawiedzi nas więcej.. Oczywiście odpchlanie będziemy powtarzać jeszcze kilka razy, dla pewności... ALE!!!!!!!!!! KOTEK OKAZAŁ SIĘ BYĆ KOTKĄ!!! :D To największy szok całej wizyty :D I w ten sposób mamy w domu trzy baby na czterech facetów ;) Już nieźle :D
     Ale tak oto, z bardzo zajętej potrójnej, szyjącej mamy, stałam się jeszcze bardziej zajętą, potrójną, szyjącą mamą. A właściwie nie potrójną.. tylko popiątną? OMG!!! Co ja narobiłam!!! ;) Ale spójrzcie - dla tych cudnych bąbli nie postaralibyście się jeszcze trochę bardziej? ;)






 Nie minął jeden dzień ich posiadania, a ja nie mogłam już spokojnie usiąść na kanapie, bo wzięły ją w posiadanie absolutne... I tak co najmniej dwie godziny ;)


A o szachrajkach nie będę już myśleć... nie!

8 komentarzy:

  1. Trzymam kciuki za brak pcheł. Ja wtedy na wakacjach tez pierwszy raz widziałam. I że tak skaczą! Coś okropnego:)Ale nie miały u Ciebie czasu się zadomowić na pewno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No oby! OBY! Bo oszaleję!.. moje na szczęście jakoś nie skakały, widać specyfik od weta podziałał na nie jakoś trująco i były bardzo niemrawe..

      Usuń
  2. Ojeeeejuuu :D One są piękne :) Dwie Topcie :)
    A pchłami się nie przejmuj , znikną szybko i nie wrócą ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Śliczne kociaki :)
    koty są najlepsze na swiecie; i świetnie, że wzięliście 2, będą się sobą zajmować, razem się bawić i się kochać, super wybór :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, szczególnie, jak teraz na nie patrzę to to widzę :) Non stop się gonią, "atakują", bawią :)) Za to zawsze! razem śpią, wtulone jedna w drugą.. :) Cudny widok :)

      Usuń
  4. Piękne! :-) Też kiedyś miałam dwie kotki... Wspaniałe zwierzaki :-)

    OdpowiedzUsuń