wtorek, 17 listopada 2015

Wszyscy jesteśmy wariatami!


     Pamiętacie film "Dzień świra"? Oj, chyba wielu z nas utożsamiało się z głównym bohaterem. Kogo nie wkurza sąsiadka, która wstaje codziennie o piątej rano, od samego rana chodząc po domu w butach na obcasach? Albo pies innych sąsiadów, który ujada za każdym razem, jak twoja pralka pierze? Albo kogo nie drażni regularne przestawianie kolejności śmietników do sortowania? Mam wrażenie czasem, że panowie od śmieci specjalnie robią na złość, za każdym razem stawiając je w innej konfiguracji… A może to ja jestem świrnięta, tak przywiązując się do miejsca, w którym stoją… śmietniki!?
     Wczoraj natknęłam się na artykuł, który sprawił, że poczułam się odrobinę lepiej sama ze sobą. Od dziecka miotała mną niepohamowana furia, gdy tylko ktoś przy mnie jadł ze smakiem - oddając się temu bez reszty, czyli pomlaskując z zadowoleniem, żuł zawzięcie gumę, tupał ustawicznie nogą lub chrapał, smacznie śpiąc. Ja w myślach planowałam wtedy zawzięcie kilka różnych metod na wieczne uciszenie tego potwornego dźwięku, który wwiercał się w mój mózg i rozpalał do czerwoności agresję…


      Tak, wyobrażałam sobie jak drę się na tego kogoś używając całego słownika wulgaryzmów, szarpię, by przestał, a nawet rozpatrywałam dużo bardziej krwawe scenariusze... i jednocześnie potwornie źle się z tym czułam. Bardzo się wstydziłam swoich myśli i uczuć, bo czułam, że to złe. Zwracając co i rusz dzieciom uwagę, że mają nie mlaskać / nie chrupać / nie siorbać, zastanawiałam się, czy kiedyś dojdzie do tego, że zakażę im oddychać..? Tym bardziej, że wiem, doskonale zdaję sobie z tego sprawę, że samej zdarza mi się niejednokrotnie zamaszyście przeżuwać, mlasnąć i sirobnąć. Mój mąż patrzył na mnie jak na kretynkę i kiwał głową z dezaprobatą, gdy zawsze, ale to zawsze przy posiłku towarzyszył nam włączony telewizor - po to, bym nie musiała skupiać się tylko na tym koszmarnym dźwięku, a mogła spróbować chociaż skupić się na tym, co na ekranie, pozwolić zagłuszyć dźwiękowi durnego programu odgłosy jedzenia mojej rodziny… Ale co ja mogę..? Inaczej jedzenie staje mi w gardle… serio… 


Wczoraj dowiedziałam się, że moja przypadłość ma nazwę - mizofonia. Co więcej, jest bardzo częsta, chociaż nie znajduje zrozumienia w społeczeństwie - tak jest mało znana. A ponadto - jest domeną ludzi kreatywnych i ze skłonnością do geniuszu ;) Po prostu mózg nie potrafi selekcjonować dźwięków mniej od tych bardziej istotnych i słyszy wszystkie, szczególnie te o dużej powtarzalności. Oczywiście, wiele to nie zmieni, że znam przyczynę. Nie ma na tę przywarę skutecznego lekarstwa. Oprócz tego, że możemy teraz powołać się na tę słabość i chociaż najbliższym swój problem "opowiedzieć". Może przestaną ich dziwić niedziałające zegarki (mają wyjęte baterie - bo tykają)… nawet te naręczne wieczorem chowam w łazience - nie mogłabym spać z zegarkiem w tym samym pokoju, usłyszę w nocnej ciszy każdy "tyk"...
Mogę się cieszyć, że mimo okropnej przywary, nie utrudnia mi ona kontaktów z ludźmi - może poprzez to, że wyrobiłam sobie właśnie umiejętność skupienia uwagi na innych, wybranych dźwiękach. Nie unikam wspólnego jedzenia z przyjaciółmi - ale zwykle baaardzo dużo mówię, by nie słyszeć szczękania sztućców, przełykania itp. Obiad w ciszy - to byłaby dla mnie prawdziwa tortura! Na szczęście przy mojej bliskiej, dużej rodzinie, cisza przy stole na pewno mi nie grozi ;)

Ale opublikowując wczoraj post na facebooku z linkiem do tego artykułu (klik!), zobaczyłam, jak wiele jest osób wokół mnie z podobnym "problemem". I wiecie co - to fajne uczucie. Nie jestem sama! Nie tylko ja większość życia czułam się jak nienormalna i obwiniałam się o różne fobie, psychozy, niestabilność emocjonalną i skrajny egoizm ;)

Przypomniał mi się wtedy post, który kiedyś przeczytałam na blogu mojej koleżanki - Moc cynamonu - o tym, że każdy z nas jest po trochu… świrem. Uruchomiła wtedy świetny ciąg opowieści u swoich czytelników, którzy przyznawali się do swoich wad i w zabawny sposób obśmiewali to, co utrudnia im życie. To fajny sposób na odkopanie trupa z szafy, taki coming out :D
Dlatego postanowiłam podzielić się z Wami innymi, niewygodnymi faktami o mnie :D I liczę, że zrewanżujecie się w ten sam sposób!

1. Do szału doprowadza mnie, gdy na widoku - np w łazience, przy wannie - leżą różne kosmetyki. Nie chodzi o to, że leżą na wierzchu - ale o to, że nie pasują do siebie wzajemnie. Mają inne kształty, kolory.. no szlag mnie trafia :D Dlatego - broń Boże, nie chowam wszystkiego - ale po prostu spędzam godziny między sklepowymi półkami, wybierając takie… które do siebie pasują. Mniejsza o działanie… mają ładnie wyglądać i ładnie pachnieć!


2. CHORA jestem, jak mój mąż "ogarnia" zmywarkę. Odkąd ją mamy, wypracowałam sobie absolutnie idealny system układania w niej talerzy, misek, garnków, kubków itp. Oczywiście wszystko w idealnej symetrii - małe talerzyki obok średnich, te obok dużych, kubki - to samo. Nigdy nie mieszam w przegrodach łyżek z widelcami. Takie ładowanie ma ogromną zaletę - dużo łatwiej ją rozpakować. A mój mąż? Niczego nie układa. Przecież i tak się wypierze.. a na moje zżymanie się, że w ten sposób trudniej ją opróżnić i dużo mniej się zmieści, zawsze odpowiada - ja ją rozładuję, a po co czekać na więcej załadunku? Żeby litr wody oszczędzić?
!@#@#$@! Control freak w ataku!



3. Podejrzewam, że na tę przypadłość cierpi większość z Was, ale i tak napiszę. Niektóre rzeczy, które nie są na tyle brudne, by dać je do prania, nie są już wystarczająco czyste, by móc być schowanymi z powrotem do szafy. Dlatego kwitną… na wszystkich krzesłach. Szafokrzesła ;) I całe szczęście, że mój mąż cierpi na to samo ;) Albo w sumie, jakby on był w tej kwestii pedantem, to ktoś by to chociaż ogarniał… aaa ;)

4. Nie umiem gotować i piec wg przepisów, ile bym się nie starała, ZAWSZE coś zmienię. Z reguły wychodzi to na dobre - bo smak mam niezły, jak mniemam ;) Zupy, pieczenie i inne "wytrawne" specjały wychodzą mi całkiem dobrze. Niestety, ta moja swoboda i arogancja wobec cudzych przepisów zawsze wychodzi marnie przy wypiekach... mają rację ci, którzy nazywają desery najbardziej misterną sztuką kulinarną. Jedna skucha i ciasto ma zakalec, a beza klapnie.. niestety, jestem tego idealnym przykładem…



5. Jest jeszcze coś, co męczy mnie niesamowicie. To o tyle głupie, że czasu nie mam za dużo i wiem dobrze, że wszystkich rozumów nie pozjadałam. Ale… gdy coś się w domu zepsuje - zmywarka, pilot, sam telewizor, radio albo coś w komputerze, a ja akurat tego potrzebuję - nie ustanę, dopóki nie rozwiążę problemu. Zamiast wezwać od razu fachowca, zapala mi się lampka "zrobię to sama"! Mam takiego klina wtedy, że nie ma szans, po prostu nie mogę przestać o tym myśleć, na niczym nie mogłabym się wówczas skupić, co często kończy się ślęczeniem nocami. I tak odpalam internetowe serwisy typu elektroda.pl, rozkręcam sprzęt, śledzę fora internetowe informatyków, próbując rozkminić słowa typu "kernel", "renderowanie", "scheduler windy". OMG. I wierzcie mi - rozkręcałam i skręcałam z powrotem już wiele dziwnych sprzętów... i jeszcze niczego nie zepsułam ;) Ale też nie zawsze udało mi się naprawić. Chwalebna dociekliwość czy marnowanie czasu? Pewnie jedno i drugie… a jednak mój mąż już nie reaguje, jak kiedyś, gdy widzi mnie z tym obłędem w oczach, jak buszuję w domowych śrubkach, kabelkach i złączkach. Przyzwyczaił się i nie przerywa, bo wie, że z tym szaleństwem nie ma szans ;)

6. A propos wkurzających dźwięków… jest jeszcze udręczające duszę światło. Mrygająca na telewizorze dioda w pokoju hotelowym, rozświetlona szpara pod drzwiami, cień lampy ulicznej na ścianie w pokoju, w ogóle samochodowe reflektory, przewijające się po ścianie w nocy… wszystko to rozstraja mnie i nie daje spać. Oczywiście z reguły padam jak kawka, ale wystarczy, że akurat mam problem ze spaniem i mój smok siarczystego gniewu rozpala się do czerwoności i o spaniu nie ma mowy…

    Na pewno coś by się znalazło… ale powiedzmy, że starczy na jeden wieczór ;) Ale wiecie, co jest najważniejsze? Że jak poprosiłam przed chwilą mojego D., żeby podpowiedział mi jeszcze, jakie mam wady do obśmiania na blogu, bo na pewno jest coś, czego może nawet sama nie zauważam, a jednak innym może przeszkadzać… to powiedział, że przecież ja nie mam wad. Ani jednej! Taki kochany <3 Nieźle się kamufluję!
A może raczej… po prostu wszyscy jesteśmy wariatami. I on, i ja.
I ty, i wy wszyscy. Każdy ma swoje mniej i bardziej śmieszne, mniej lub bardziej wkurzające przywary… i tylko wyrozumiałość może nas uchronić od kłótni o bzdury, kończącej się regularną wojną.
Bardzo to zresztą uniwersalne stwierdzenie dzisiaj…

Przyznajcie się, co Wam utrudnia życie! Na pewno macie :D Bo bez odrobiny szaleństwa bylibyśmy strasznie nudni i przewidywalni… prawda?

~ P.

20 komentarzy:

  1. o matko ! to wszystko o mnie!!!! każdy punkt!! Ale z 5 mam łatwiej bo jestem mgr. elektronik :D Dzięki!!! a myślałam, że jestem normalna, a tutaj z wariatami wyjechałaś :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahah, jednak widzisz, nie :D :D :D Ale taki wariat, to wiesz. :D

      Usuń
  2. zarąbisty tekst !!! ja np. nie mogę oglądać tv jak jem :) (w sumie wogóle nie włączam pudła bo nie przepadam), ale przy jedzeniu odpada całkiem - jak widze programy o rybach, zwierzętach itp. od razu wszystko mi staje w gardle, bleee :)))
    poza tym dużo za dużo klnę, hmm, uwielbiam prać i kąpię się zawsze rano, nigdy wieczorem :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja odwrotnie, uwielbiam! :D I też dużo klnę ;) Jak szewc, a już jak się wnerwię to istna patologia ;) Ale muszę jakoś rozładować te tony emocji ;)

      Usuń
  3. Nie zjem śniadania jak nie posprzątam okruszków z wszystkich blatów,doprowadzają mnie do szału,jak się kleją do przedramion,łokci...;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja taka porządnicka nie jestem :D Ale jak tylko wyczuję okruch na podłodze, to od razu odkurzam, bo nie znoszę, jak mi coś "chrzęści" pod nogami ;)

      Usuń
  4. .HAhahaha :D exactly !!! mam podobnie także, ale nigdy nie uważałam, że to wariactwo ;) punkt piąty - tak robi ciągle moja babcia i mama ! Pati, jesteśmy z Tobą - my, wszystkie wariatki domowe ! ;) :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie potrafie zrobic sobie sniadania jesli blat nie jest idealnie czysty. Chocbym byla mega glodna, bede sprzatac pol godziny kuchnie aby bylo tak jak chce. Posprzatam, powycieram, pochowam do zmywarki po czym zaczynam robic sniadanie (albo obiad) i... I wszystko jest znowu mega brudne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojjjjj to jest pedantyzm :D Żebyś z głodu nie umarła, kochana :D

      Usuń
  6. A ja lubię równe liczby we wszystkim... Ilość naleśników, które smażę, czy pierogów, ktore lepie musi mieć 0 lub 5 na końcu czyli 5, 10, 15, itd :-) albo jak zostanie trochę sosu, czy zupy i jest to w dużym garnku to przelewam czy przekładam do mniejszego. Hmm... lubię jak wszystko równo leży w pracy na biurku, w szafie, czy zabawki dziecka na półce, a nienawidzę, jak mój mąż nie zasuwa szafy, niż k**** histeria mnie ogarnia, jak są otwarte. Widać, wszyscy mamy swoje "pierdolce" :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jacie :D O tym nie słyszałam ;) o tych równych liczbach. Ale równo poukładane, to i owszem :D Z otwartymi drzwiami nie zasnę - ani wejściowymi do pokoju, ani jakimikolwiek od szafy ;)

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tiaa, a jak ustawiam głośność w tv to też musi być 5-10-15-20... jak jest 18 to nie mogę się w ogóle skupić na tym, co oglądam :D

    OdpowiedzUsuń
  9. 2,3,4 to jak żywcem z mego życia ściągnięte. Zresztą wydaje mi się ze tylko ja ta zmywarkę potrafię właściwie wypełnić! Czasem jak mój mąż sam to zrobi, to potrafię wyciągnąć wszystko i wlozyc po swojemu ;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja np. jak idę z kimś po ulicy to już cały czas muszę iść po tej samej stronie tej osoby. Jak dojdzie do zmiany to jest mi jakoś tak dziwnie i muszę wrócić na poprzednią pozycję. Czasem walczę, aby tego nie zrobić ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Lazienka... O matko nie ma opcji na te wszystkie kolorowe szitowe opakowania, ostatnio kupilam dwa dozowniki i mezowi wlalam szampon do jednego, zel do drugiego. Nie skomentowal. Ja swoje peelingi i maseczki haha biore albo pod prysznic albo do wanny po czym na koniec wycieram i chowam, poza tym chodnik/ dywan jeden w calym domu ale jak ktos przesunie bo szybciej idzie lub dziecko moje biega odrazu musze podejsc i wyrownac. i chyba ostatnie to sprzatanie na noc, nie wyobrazam sobie aby zostawic poduszki porozrzucane lub koc.a kuchnia to standard musi byc nie tyle sprzatnieta z brudu co poukladane sloiczki itp genralnie musi byc wizualnie pieknie, maz mowi, ze jak z katalogu. Nie nie to zaburzenia nie sa, wiem co mowie haha jestem psychologiem i przez jakies 10 lat probowalam sie diagnozowac i przeczytalam wszystko. Oczywiscie uparty by znalazl w tym jakas kompulsje, lub tez stwierdzenie, ze skoro ukladasz na zewnatrz to jestes niepoukladana wewnatrz ale nie nie ja to traktuje bardziej jako ceche indywidualna i jest takie tylko moje:) do poki nikogo nie skrzywdzilam tym a sama czuje sie ok wobec tego to taka moja natura:)) i lubie to:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja jeszcze przed sniadaniem musze miec odkurzone albo chociaz zamiecione. Z racji posiadania psa i siersciuchow, klakow na ziemi po nocy jest tyle jakbym miesiac nie sprzatala.. kawe i herbate pije w ulubionych kubkach (roznych) i jak mi ktos pomyli i zle zrobi to mi nie smakuje... lubie jak wszystko ma swoje miejsce stad kolekcjonuje pudeleczka, szafeczki, wieszaczki... ale w swojej szafie ubraniowej mam burdel... mam rozpoczetych ze 20 roznych dziergankowych zabawek... nie skonczonych bo w czasie szydelkowania zobaczylam inny lub sama wymyslilam nowy wzor lub projekt... fajniejszy. Mlaskanie siorbanie doprowadza mnie do szalu... czasami nie wytrzymam i zwroce uwage mezowi ale zeby nie wyszlo ze sie czepiam, robie to niby w zarcie... i zaczyna sie wtedy mlaskanie na zarty a mnie w srodku kiszki na lewa strone sie odwracaja.
    Pozdrawiam wariatow ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. A ja..nienawidzę, no wprost nienawidzę i gęsiej skórki dostaję, gdy ktoś obok mnie je banana. Serio! Banan przy swojej konsystencji jest tak "ciamający", że szału dostaję- staram się być jak najdalej, gdy ktoś akurat je ten owoc. No i jezcze przed każdą podróżą muszę wysprzątać mieszkanie i zostawić porządek, żeby do czystego wrócić, bo inaczej mam "wściek" od wejścia ;)

    OdpowiedzUsuń