poniedziałek, 23 czerwca 2014

boSkich waRsztaTów edycja pierwsza

Bohaterkami dzisiejszego posta tym razem nie będziemy my ani nasze dzieci, ani nawet nasze uszytki, tylko ONE: 6 wspaniałych kobiet, które postanowiły nam zaufać i wziąć udział w pierwszej edycji uSZytkowych warsztatów. Miałyśmy niezłego pietra szczerze mówiąc. Same niedawno byłyśmy kursantkami i mimo że od czasu otwarcia pracowni nosiłyśmy się z myślą zorganizowania własnych warsztatów, odkładałyśmy to na bliżej nieokreślone później. Myśl, że mogłybyśmy kogoś instruować w szyciu po części nas przerażała, a po części rozśmieszała. 




Prawda jest taka, że same ciągle zdobywamy szlify i mimo że od półtora roku praktycznie codziennie coś szyjemy, mamy świadomość, że do prawdziwych krawcowych nam jeszcze daleko. W tym miejscu chylimy czoła przed Renatą, która nauczyła nas tylu rzeczy i która jest prawdziwą specjalistką, bo potrafi uszyć WSZYSTKO. My ciągle się staramy dążyć do ideału, zdajemy sobie sprawę, ile jeszcze pracy przed nami. I gdyby nie Julia, która napisała do nas pierwsza i trochę zmusiła do zmobilizowania się, pewnie jeszcze jakiś czas byśmy w tej swojej fazie planowania trwały. A Julia nie dość, że napisała, że bardzo chce przyjść do nas na warsztaty, to jeszcze ma dwie koleżanki, które także bardzo chętnie w takich warsztatach wezmą udział. Długo się zastanawiałyśmy, próbowałyśmy nawet trochę zniechęcić dziewczyny, ale ich zdanie zostało na wierzchu i w zasadzie po trzech tygodniach spotkałyśmy się w tak miłym gronie. Po opublikowaniu plakatu z informacją o pierwszej edycji kursu okazało się, że odzew jest bardzo duży i w zasadzie po kilku godzinach miałyśmy zajęte wszystkie sześć miejsc ;-) Ten fakt nas bardzo podbudował, ale też przeraził. Pisałyśmy program w totalnym stresie, sugerując się tym, co same chciałyśmy wiedzieć, kiedy zaczynałyśmy przygodę z szyciem. Do tego musiałyśmy wyposażyć na prędce pracownię, dokupić dodatkowe stoły, krzesła, przyborniki. 
Maszyny po raz kolejny dostarczyła nam firma ETI, polski przedstawiciel JANOME. Gdyby nie ich wsparcie, zorganizowanie warsztatów ze sprzętem tak wysokiej jakości, byłoby dla nas ogromnie trudne, a pewnie nawet niemożliwe.  

Starałyśmy się, jak mogłyśmy przekazać to, co już wiemy. Wydaje nam się, że udało nam się zachować dobre proporcje między teorią a praktyką. Dziewczyny, oprócz podstawowych ćwiczeń i wykładów, jak obsługiwać maszynę, jakich ściegów używać, jak radzić sobie z tkaniną, musiały się zmierzyć z uszyciem poduszki (a raczej PODUCHY, bo wyszły naprawdę okazałe modele ;-), torebki i maskotki. Z czystym sumieniem możemy powiedzieć, że kursantki (ależ dumnie brzmi to słowo ;-) okazały się naprawdę zdolne, stworzyły prawdziwe małe cudeńka. Zresztą sami zobaczcie w poniższej relacji. 


Jeszcze jedno muszę powiedzieć: takie warsztaty to dla nas nie tylko kolejny etap szyciowej działalności. To także możliwość spotkania cudownych, inspirujących kobiet (nieśmiało przewidujemy, że panowie nie do końca będą zainteresowani podobnymi eventami ;-), których normalnie pewnie nie miałybyśmy okazji poznać. To okazja do wymiany doświadczeń nie tylko na temat szycia, ale na wszystkie tematy w ogóle ;-) Naprawdę nagadałyśmy się przez te 10 godzin. Tylko maszyny, my i pogaduchy. Zostawiłyśmy dzieci, rodziny, domy za drzwiami pracowni. Prawdziwy weekendowy reset ;-) 


bOskich wArsZtAtów DzIeń PieRwszY

 Cisza przed burzą...








Pierwsze ćwiczenia: przeszywanie kartki po linii prostej, po kwadracie i po ślimaku.


Pani Bogumła otrzymała maszynę w spadku. Zabytkową, zza wschodniej granicy. Taką jeszcze z kołem. Prawdziwy skarb. Nie pozostawało nic innego, jak zapisać się na kurs i nauczyć się na niej szyć.




Bardzo się starałyśmy dać z siebie wszystko ;-)


Dorotka nas trochę w maliny wpuściła. Cały pierwszy dzień się kryła pod tym szalikiem z całkiem pokaźnym już ciążowym brzuszkiem ;-) Pasażera na gapę powitałyśmy z radością ;-)


Julia, inicjatorka całej akcji.  Absolutnie perfekcyjna. Twierdziła, że szyć się musi nauczyć, ale naszym zdaniem to nieprawda, bo już umie ;-) Do tego ma głos jak Ania Przybylska. Dobry duch przedsięwzięcia ;D



Gosia: mistrzyni w ekspresowym przeszywaniu tkanin. Podobno kontakt z maszyną miała w podstawówce, na legendarnych ZPT-ach. Uszyła nie tylko poduszkę, torebkę i maskotkę, ale i komin. Prawda, że ekspresem?



Ewa, ostoja spokoju. Jej maskotka nas rozłożyła na łopatki, taka śliczna!


Paulina: indywidualistka w każdym calu, do tego ambitna. Po dwóch wyczerpujących dniach z szyciem w roli głównej pobiegła jeszcze na siłownię. To się nazywa motywacja!





I wspomniany komin. Pełna profeska, a jakże ;-)



Ewa w pełnym skupieniu ;-)


I gotowa podusia Julii. Boska ;-)


Dorotka wykańcza swoje dzieło. Poducha dla malucha ;-)


Mówiłam, że prawdziwe maksi poduchy? ;-)



A tu Pat z wielką (i meeega ciężką ;-) belą dresu. Widzicie już te torby, które z niej powstaną? ;-)


Było bardzo babsko, że tak powiem ;-)


Chyba ten uśmiech działał na nasz obiektyw jak magnes ;)



Jakie miłe zakończenie pierwszego dnia kursu ;-) 



bOskich wArsZtAtów DzIeń DruGi

To nie rozgardiasz, to artystyczny nieład ;) Wszystko po to, żeby maskotki były jak najbardziej zwariowane.


Paulina w pełnej koncentracji podejrzana przez nasz obiektyw.



Oto powstaje Edmund. Kolorowy jak nie wiem co.




Grunt to dystans i poczucie humoru ;)



Dziewczyny drugiego dnia wyszły z pięknymi torbami, które same uszyły. W takich zakupy będą się nosiły same ;-)


Prawda, że cudowne? ;)


Kieszeń szybko została zaanektowana przez Czesia ;-) Gosia uszyła Pana Muchomora specjalnie dla swojego męża. Torba dla przyjaciółki, maskotka dla męża: to się dopiero nazywa myśleć o innych ;-)



I dyplomy musiały być. Dziewczyny tak się napracowały, że nie mogło być inaczej.


Dorotka i jej Stwór. Energetyczny i pasujący do bluzki ;-)


I na koniec creme de la creme. Konik Ewy. Prawda, że boski??



Musiałyśmy go natychmiast sfotografować. Tylko jak go umieścić na ścianie?





Będzie wisiał? 3...2...1...



Wisi!


Mam nadzieję, że dziewczyny są tak samo zadowolone jak my. Bardzo dziękujemy za zaufanie i dobrą energię. Następna edycja boSkich warsztatów już w sierpniu!!!

11 komentarzy:

  1. Fantazja! Chętnie uderzyłabym na takie warsztaty pod Waszym kierownictwem, szkoda tylko że z Krakowa do Trójmiasta taki kawał drogi :/
    Zaraz zaraz, a kiedy w sierpniu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie wiemy, będziemy informowały na bieżąco ;-)

      Usuń
  2. ale rewelacja toż to po uśmiechach widać że zadowolone :-))))))))))))))
    Ja też chcę!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Oo to jest bardzo dobra informacja! :D W sierpniu pewnie nie dam rady - przed samym weselem - ale wrzesień, czemu nie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Sama bym się chciała uczyć pod waszym BOSKIM okiem, ale obawiam się ,że dla mnie 2 dni to za mało :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Musiało być bosko. Kisnę z zazdrości ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super! Aż żałuję, że tak daleko mieszkam :(
    A z innej beczki, gdzie Wy zamawiacie te swoje minky? Bo one są takie piękne i kolorowe, i napatrzeć się na nie nie mogę! A te kropki na nich wyglądają na takie super odstające :) A nie to co te, które mi się udało wyszukać...

    OdpowiedzUsuń
  7. Racja ja też bardzo żałuje :(. zazdroszcze :(

    OdpowiedzUsuń