Jeśli ktoś czytał mój zeszłoroczny wpis dotyczący wyprawy do Disneylandu w Orlando (tutaj) nie mógł być zdziwiony, że marzyliśmy z D. o tym, by móc zabrać tam nasze dzieci. Niekoniecznie do Stanów, ale choćby do Paryża. W końcu - wystarczy jeden krótki lot samolotem…
Wizja parku stawała się coraz bardziej kusząca, im bardziej Felek stawał się samodzielny, aż któregoś dnia stwierdziłam: teraz albo nigdy! Pod wpływem impulsu zaczęłam szukać biletów do Paryża dla całej naszej piątki. Kilka kliknięć wystarczyło, by znaleźć wyjątkową promocję w Wizzair… jedyny wolny - w tak niskich cenach - termin wypadał idealnie w moje urodziny! Czy to nie idealne zrządzenie losu? Nie wahałam się ani chwili dłużej i po kilku minutach już wiedziałam: JEDZIEMY!!!
Nasz paryski weekend (jechaliśmy od piątku do poniedziałku) miał być wypełniony głównie atrakcjami dla dzieci. Żadnego żmudnego zwiedzania Musee du Louvre - znam swoje dzieci i wiem, że byłyby znudzone po pięciu minutach. Nic na siłę - kiedyś do niego dorosną. Chcieliśmy im pokazać to, co sami w Paryżu uwielbiamy - w końcu byliśmy tam wiele razy i mamy całą masę cudownych wspomnień. Dlatego na pierwszy ogień szedł Disneyland, potem dwa dni powolnego łazikowania po Paryżu, gdzie głównymi atrakcjami miała być Wieża Eiffela, kąpiel w fontannie na Place de Varsovie, Champs Elysees ze swoimi salonami samochodowymi (chłopcy, jak to chłopcy, uwielbiają samochody i motory) i na koniec spotkanie z Harrym Potterem w La Cite du Cinema (wystawa rekwizytów filmowych). Plan był doskonały - mieliśmy robić tylko to, na co mieliśmy ochotę, jeść i pić to, o czym w danej chwili zamarzymy… Co prawda już od momentu wyjazdu wiedzieliśmy, że musimy znaleźć ślimaki, bo Filip zamarzył sobie ich spróbowanie, więc zaplanowaliśmy sobie nawet wieńczący pobyt w Paryżu obiad na moje urodziny, które przypadały w poniedziałek. Słowem - bez ciśnienia i planu rozpisanego co do godziny :)
Disneyland zaplanowaliśmy jako pierwszy - nie było innej opcji, potrzebowaliśmy całego dnia, czyli zostawała nam sobota i niedziela. Wiedziałam, że to potencjalnie najgorsze dni do zwiedzania tego parku, ale po prostu nie mieliśmy wyboru… natomiast jeśli Wy będziecie kiedyś planować podobny wyjazd - ogarnijcie to sobie inaczej. Zwiedzanie Disneylandu w weekend i święta, jeszcze przy cudnej pogodzie, to naprawdę najgłupszy możliwy pomysł :)) Ze względu, oczywiście na TŁUMY ludzi. A właściwie ludzkie morze, jak się okazało na miejscu ;) Strasznie się denerwowałam, że mogę pogubić dzieci w tym tłumie i że, bidaki, nie znają angielskiego na tyle, by w momencie tak stresującym, jak zgubienie się, potrafić się porozumieć i podać nr telefonu. Zapomniałam na śmierć o zamówieniu im infobandów na rękę, więc posiłkowałam się zakupionym na miejscu długopisem. Dość prymitywny sposób, ale każdy sposób jest dobry w takiej sytuacji… Wy nie zapomnijcie, proszę, zabrać takich opasek na rękę, naklejek, tatuaży czy czegokolwiek. To najważniejsza bodajże rzecz na taki wyjazd, nie mogę sobie wybaczyć, że o tym zapomniałam.
Ale do rzeczy :D Z organizacyjnych kwestii: bilety kupujcie przez internet wcześniej, na miejscu są dużo droższe. Ja kupowałam na www.fnactickets.com. Możesz je wydrukować w domu. Nie były w żadnej promocji, ale o dziwo przez główną stronę parku nie udało mi się dokonać transakcji, zacinała się strona po wprowadzeniu adresu. Bilety w weekend są sporo droższe od tych w tygodniu, więc planując daty wyjazdu warto to uwzględnić, przy kilkuosobowej grupie różnice w cenie są znaczące (my płaciliśmy bodajże 57eur za dorosłego i 52 eur od dziecka, a w tygodniu byłoby 40 i 47eur z tego co pamiętam). Cena wysoka - ale naprawdę - warto. Mimo tłumów ludzi było warto.
Dojazd na miejsce - z Chatelet Les Halles do Marne La Valee jedzie RER, zajmuje to ok 30min. Wysiadasz z metra na wprost wejścia do parku :)
Wszystkie atrakcje na miejscu są bezpłatne, napoje, jedzenie - w naszym pojęciu ceny nie były wygórowane. Do wyboru są restauracje (drogie, w tematycznych częściach parku, pięknie zaaranżowane, ale moim zdaniem średnio 35eur za osobę / menu to zbytek łaski ;) ). Zdecydowaliśmy się na bardzo smaczny i jakościowo / ilościowo zdecydowanie satysfakcjonujący fast food u Simby, czyli bistro Hakuna Matata. Tam za menu (napój, deser i danie główne) płaciliśmy od 12 do 15 eur za osobę, przy czym dla dzieci nie warto było brać pełnej porcji - były bardzo duże, wzięliśmy 4 porcje na 5 osób i większość musieliśmy dojeść za nich.
W kwestii napojów - na miejscu kosztowały od 2,5 do 6 eur (najdroższe to mrożone slushies w parkowych, pamiątkowych butelkach, Cola / Fanta / Sprite i woda od 2,5eur). Lody podobnie, stosunkowo normalne ceny, jak wszędzie na mieście. Generalnie to byłam pozytywnie zaskoczona, bo w Disneylandzie w Orlando mam wrażenie było dużo drożej, albo tak mi się wydawało (za posiłek tam płaciliśmy 18dol - za hot doga i colę, a mrożone napoje również 6-8 dol).
Superważna rzecz - Disneyland otwierają o 10 rano, i naprawdę bądźcie o czasie. Czas leci tam niesamowicie szybko, nie zorientujecie się nawet jak nadejdzie wieczór. W miesiącach letnich park zamykają o 23 i to i tak jest zbyt krótko. Bądźcie na czas by nie zmarnować nawet chwili z tego magicznego dnia :))
Oczywiście… największym minusem są kolejki. To był faktycznie dramat. W parku rozrywki byłam nie pierwszy raz i wszędzie trzeba czekać - niekoniecznie krótko, ale tutaj naprawdę były bardzo długie, nawet 40 minut czekania do 1,5h. Tyle staliśmy najdłużej. Ale jestem pewna, że to właśnie z powodu weekendu, czerwca i pięknej pogody. Wybierając się tam zróbcie wszystko, by wybrać dzień powszedni i nie wakacje :) Albo nastawcie się, jak my, że po prostu trzeba stać i nie ma co narzekać, bo niczego to nie przyspieszy, a tylko zepsuje wszystkim humor.
Żeby było śmieszniej - zdecydowanie lepiej stanie w kolejkach znosiły nasze dzieci niż my, ja z racji swojego stanu momentami miałam wrażenie, że zemdleję :D A Dawid był poirytowany, bo tłum ludzi + słoneczna pogoda = gorąco. Dzieci nasze roznosiła energia, entuzjazm, nie mogli się doczekać wejścia na atrakcję, do tego wchodzili na wszystkie poręcze, bujali się, grali w łapki, wygłupiali się. Mieliśmy czas, by porozmawiać, na codzień nie mamy tak dużo czasu by spokojnie wszystko omówić. A tutaj wreszcie nagadaliśmy się do woli. Opowiadaliśmy bajki, itp.. naprawdę, nie powiedziałabym, że zmarnowaliśmy czas.
Nie zrobiliśmy nawet 1/3 atrakcji, ale wiedziałam, że to niemożliwe. Trzeba wybrać max. 6-8 na jeden dzień. My mieliśmy pecha z tymi kolejkami, nie udało nam się wejść ani na Piotrusia Pana, ani Big Thunder Mountain - albo kolejka była zbyt długa, albo atrakcja w ostatniej chwili, jak już mieliśmy wsiadać, miała awarię i musieliśmy zrezygnować.. grrr.. Tak samo nie udało nam się spotkać z Myszką Miki - bo kolejka była w nieklimatyzowanym budynku i naprawdę byłam bliska omdlenia, a nasze dzieci zupełnie nie były tym spotkaniem zainteresowane (bo bym się poświęciła :P). Ale szkoda, tego chyba najbardziej żałuję.
Ostatecznie zaliczyliśmy dwa razy Piratów z Karaibów (bo chłopcy byli zachwyceni), kolejkę Dumbo (nie karuzelę, ale kolejkę Le Petit Train Casey JR) - super, La Cabane du Robinson (niesamowitą dżunglę z wielkim drzewem, na które trzeba było się wspiąć, by dojść do domku na drzewie, piękne widoki na park gwarantowane), Phantom Manor (dom duchów - genialne :D), "It's a small world" - magiczna przejażdżka łódeczkami, piękne wrażenia, Star Tours (fajne, polecam, właściwie takie kino 5D) i plaża piratów. Chyba to wszystko. Wiele to nie jest i jak patrzę na plan, to mnie skręca, ile fajnych rzeczy ominęliśmy, ale to na pewno nie był nasz ostatni raz w Disneylandzie, więc jest po co wracać :D My po prostu decydowaliśmy się na to, co wiedzieliśmy, że jest super, i na to gdzie kolejki były względnie niewielkie…
A propos - Fast Pass. To taki bilet, który przy większości atrakcji można pobrać i wskazuje godzinę, gdy bez kolejki wejdziesz na atrakcję. O ile w Orlando genialnie działały i korzystaliśmy, tak tutaj- znowu z racji tłumów - nie miały sensu. O 12 zbierane fastpassy dawały wejście na atrakcję np na 21, a ciężko było zaplanować, by o tej godzinie faktycznie być wolnym.
Niestety - poleciłabym Wam Big Thunder Mountain, bo byliśmy na niej w Orlando i wiem, że chłopcy moi byliby zachwyceni, ale niestety trzykrotnie zepsuła się tego dnia. Dwa razy staliśmy w kolejce, zmarnowaliśmy tam ponad 2h i nie udało nam się wejść. Byłam wściekła, ale może tak musiało być, może w ciąży to po prostu nie był dobry pomysł? Ale jak będziecie - idźcie koniecznie, to taka kolejka górska, nie tak przerażająca jak typowy roller coaster, a naprawdę wrażenia wystarczające :D Dzieci (wpuszczają od 102cm) byłyby zachwycone, jeśli lubią szybką jazdę :D
A, i czego nie można przegapić - to spektaklu, który wieńczy każdy dzień w Disneylandzie. Ponieważ odgrywany jest wtedy, kiedy zapada zmrok, o każdej porze roku park zamyka się inaczej. Latem - o 23 i dopiero wtedy właśnie zaczyna się spektakl. Cudowna muzyka, fajerwerki, iluminacje na zamku Kopciuszka - po prostu cudowne, piękne, magiczne doświadczenie… wszyscy byliśmy zachwyceni, nie mogliśmy wyjść stamtąd… złapaliśmy dopiero metro o 23:45 :D Dzieci wytrzymały, ale jak to się stało, to nie mam pojęcia.. najdzielniejsze żuki we wszechświecie!
OK, z grubsza to chyba wszystkie najważniejsze informacje… to teraz fotorelacja :) Powiem szczerze - liczyłam na lepsze zdjęcia, ale tłumy, pośpiech, a najważniejsze - głowa zaprzątnięta strachem, by nie zgubić dzieci - zupełnie nie pozwoliły mi się skupić na cykaniu zdjęć, niestety. Ale w sumie… to pojechaliśmy tam po wrażenia, a nie na sesję, więc trudno :D
Takie prymitywne infobandy… ;)
Posiłek na ulicy ;)
"Wszystko, co leży na granicy możliwości, powinno być i zostanie osiągnięte!" - Jules Verne
Atrakcja It's a small world :)
A tu wygłupy w kolejce ;)
A tu chłopców sposoby na nudne kolejki… to tylko wycinek ech ;)
I Casey JR Train :)
Dwa słowa dotyczące swoistego dress code'u w Disneylandzie. W Orlando było mi głupio - WSZYSCY mieli na sobie albo koszulki, albo cokolwiek z akcentem Mikiego. Swoista celebracja i wyjściowy strój Disneyland edition ;) Dlatego tym razem zaopatrzyłam rodzinę w "myszkowe" ciuszki - a tu zonk, w Paryżu mało kto miał na sobie tego rodzaju ubrania ;))) Ale mamy chociaż na pamiątkę!
Okolice Plaży Piratów i Domku Robinsona
Uwierzycie, że to drzewo, na którym zamontowano domek, jest całe z tworzywa?? Drzwo samo jak drzewo… ale te wszystkie liście też!!!!!!!!!! One nawet ruszają się na wietrze - jak to jest zrobione?!
Chłopaki na Dzikim Zachodzie ;)
A tu już nasz przystanek na siestę :) Zatrzymaliśmy się w Hakuna Matata na jedzenie, Felek podczas posiłku zasnął i to była okazja dla nas wszystkich na regenerację. Nawet ja położyłam się na złączonych krzesłach, a Filip wykorzystał inną miejscówkę ;)
A tutaj już Disney Parade, czyli niesamowicie piękne doświadczenie, z którego tłumy odarły całą magię, grrr… no jak się skupić na podziwianiu zamku Elsy gdy ktoś ciągle cię popycha lub masz wrażenie, że dzieci już się zgubiły w tej ciżbie… ;)
Jedyna fotka z Phantom Manor, niestety nie było jak robić zdjęć w środku, ale fajny ten Dom Duchów :)) Polecam!
I też tuż pod Star Tours - też jedyna fotka :) Generalnie animacja z Gwiezdnych Wojen, Felek zachwycony chodził i mówił np "mamo, a ten robocik ma oczy z lornetki" :D <3
Żadnych sensownych zdjęć nie zrobiłam z cudownych animacji na koniec dnia, bo aparat na noc odmawia posłuszeństwa - ale załączam Wam film z YT, tu pięknie widać, dlaczego nie można tego przegapić! Naprawdę nie można! Aż mam łzy w oczach i ciarki znowu <3
Spectacle Disney Dreams
A tu powrót… nie wiem, jakim cudem moje dzieci wytrzymały do 23:45 na własnych nogach, z niespełna godzinną siestą w środku dnia. Wstaliśmy przecież już o 7 i nie byli wyspani. Widać przeżywali tak jak my… Na fotce jedzą wyśmienitą kolację ;) Batoniki i karmelowy popcorn.. wstyd :D Ale nie mieliśmy już czasu szukać niczego do jedzenia przed wyjazdem :D Ale oni nie narzekali ;)
I kimka w metro… a mieliśmy ponad godzinę do domu, z dwiema przesiadkami ;) Bidaki moje… Najdzielniejsze żołnierzyki! <3
Aha.. słowo dotyczące porównywania parku w USA i parku w Paryżu. Nie ma co utyskiwać, narzekać, marudzić. Ponoć europejski jest mniejszy (ale i tak za duży na 1 i 2 dni). Ponoć jest gorszy - wg mnie bardzo podobny, miejscami identyczny, począwszy od atrakcji po rozkład parku. Jedyne różnice to takie, które wynikają z samej mentalności Amerykanów. Tam jest wszystko MEGA. Mega - duże, mega - dopracowane, mega - imponujące. W Europie większy spontan i luz, może mniej chwytających za serce szczególików (np ie widziałam magicznych, jeżdżących, gadających śmietników ;) ). Ale w samym parku cudowna obsługa, uwijająca się jak mróweczki, pięknie ubrana, supermiła, zaangażowana na maxa w pracę mimo tłumów i upału. Żadnych problemów - z nikim i niczym.
Natomiast - być może dlatego, że miałam na to czas - bardziej przeżywałam wizytę w amerykańskim parku. Totalne wzruszenie, więcej wrażeń, mniej ludzi i jakoś spokojniej… ale nie mogę powiedzieć, by tu było gorzej, jeśli nawet, to ze względu na te dzikie tłumy. W USA byliśmy w parku bodajże we wtorek czy środę.. To naprawdę spora różnica.
Podsumowując - wyjazd z dziećmi do Disneylandu to na pewno nie jest to samo, co wyjazd samemu czy w parze z drugą połówką czy koleżanką... Kto kocha Disneya tak jak ja, najpierw powinien jechać sam i poddać się działaniu tej magii, zdecydowanie. Ja tym razem nie miałam czasu skupiać się na magii parku, wzruszać się widokiem przebranych aktorów, podziwiać niesamowitego zaangażowania ludzi, którzy tam pracują. Jedyne, co zaprzątało moją głowę, to jak zachwycić dzieci, co im pokazać, co i gdzie kupić, i jak ich NIE ZGUBIĆ. Nie było niestety czasu na emocje, ale z drugiej strony dzieci też nie miały takiej potrzeby - byli zachwyceni głównie właśnie atrakcjami, oglądaniem, przeżywaniem tego, co się dookoła nich dzieje. Nie szukali drugiego dna i wzruszenia, chociaż co chwilę słyszałam: "Mamo, ale to piękne!", "Ale super!", "Tata, zobacz! On się rusza!". Oczywiście nie spodziewałam się, że moje chłopaczki wzruszą się, gdy zobaczą mamę Dumbo z Dumbo - dlatego po prostu niesamowicie cieszyłam się, że przez cały dzień ANI RAZU NIE MARUDZILI. Nie było kłótni, płaczu, narzekania, nawet na stanie w kolejkach, na zmęczenie, na gorąco. Zdecydowanie udzielił im się entuzjazm i zachwyt i widziałam, że byli bardzo szczęśliwi. I o to nam przecież chodziło…
Jestem niesamowicie szczęśliwa, że udało nam się pojechać. Decyzja była na maxa spontaniczna, ale najważniejsze - udało się pomysł zrealizować. W końcu kiedy bukowałam bilety, nie miałam pojęcia o ciąży… podwójnej ciąży…! Gdybym to wiedziała, zastanowiłabym się dziesięć razy - czy nas na to stać, czy zbyt wiele nie ryzykuję, czy dam radę w ogóle uczestniczyć w tej eskapadzie tak, jakbym chciała. Pewnie byśmy zrezygnowali z wyjazdu. A tak, skoro decyzja została podjęta, bilety kupione, mieszkanko u przyjaciółki - dogadane, a przede wszystkim - odkąd dzieci zaczęły wypatrywać wyjazdu z utęsknieniem - nie było mowy o zmianie planów! Chyba coś nad nami czuwało… jak zawsze...
A do Parku wrócimy nieraz jeszcze. Większą już ekipą! To nadal jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie. Pełne magii… miejsce spełniających się marzeń. Miejsce, gdzie każdy ma prawo być dzieckiem (wśród zwiedzających - większość stanowią zdecydowanie właśnie dorośli, nawet nie rodziny :D)… Naprawdę niesamowite doświadczenie. Tyle wrażeń, co zdobędziesz jednego dnia, jest warte wiele, wiele razy więcej niż zapłacisz za bilet. I tylko proszę - nie skupiaj się na minusach, że dużo ludzi, że gorąco, że drogo.. w ten sposób zabijesz wszystko, co naprawdę jest piękne. Nie warto się oglądać na te minusy, bo plusów jest zdecydowanie więcej. Na lata odkrywania!
Polecam, polecam gorąco wszystkim!
~P.
:) jak to się dzieje, że kiedy we mnie kiełkuje marzenie o zabraniu dzieci do Disneylandu, pojawia się taki wpis :) moje dzieciaczki są jeszcze na to zdecydowanie za małe, ale czas który potrzebny jest na ich "dorośnięcie" do tej atrakcji sprzyja zbieraniu funduszy na taki wyjazd. dzięki za podanie cen! byłam w paryskim Disneylandzie, ale to było jakieś co najmniej 15-18 lat temu, więc nie dość, że ich nie pamiętam to i tak byłyby nieaktualne. a tak- mam jak na tacy orientacyjną cenę wyjazdu :) ech, mam nadzieję, że uda mi się spełnić to marzenie. moje marzenie o zabraniu dzieci do Disneylandu! one nawet nie wiedzą, że mogą o czymś TAKIM marzyć! :D ps. ile lat ma Twój najmłodszy syn?może wstyd się przyznać, ale zaglądam od niedawna i zwyczajnie nie wiem :) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńHej, bardzo mi miło, że zaglądasz do nas :)) Felek, czyli najmłodszy, ma aktualnie cztery lata :)) Trzymam kciuki, by udało Ci się zrealizować marzenie o wyjeździe!
Usuńsuper wycieczka, tez mysle o zabraniu moich urwisow do Disneylandu.
OdpowiedzUsuńa outfity MEGA
wygladaliscie bombastycznie.
Dzięki :D
UsuńWspaniała relacja ! :) Super, że podałaś tyle konkretnych szczegółów. Na pewno będziecie taką wyprawę jeszcze dłuuugo wspominać ! Zdjęcia też super ! Jestem zielona z zazdrości, ale to już wiesz ;) A chłopcy już na tych ostatnich fotkach jacy wymęczeni .... Dzielniaki!
OdpowiedzUsuńDzięki w imieniu dzielniaków <3
Usuńahhhhh aż zachciało się tam pojechać...najchętniej już bym kupiła bilet... jednak muszę poczekać, aż syn podrośnie ;)
OdpowiedzUsuńSama byłam tam z wycieczką szkolną jak miałam 19 lat i byłam zachwycona! Ogólnie mam wrazenie, że się bawiłam lepiej niż większość dzieci ;D Udało nam się większość zobaczyć, ale była to połowa września i przy niektórych atrakcjach nie bylo kolejek wcale, więc warto wybrać się w tym terminie;) Choć minusem wycieczki we wrześniu było zamknięcie parku o 19... dla mnie zdecydowanie za mało czasu;p
Co do parady na zakończenie dnia..... bajka! Wszystko tak dopracowane...Stroje, piosenki...!
Na pewno się wybiorę jak Milan zacznie kojarzyć co to Disney;p!!
Alicja M. ;)
Fajnie, że jest ktoś, kto oprócz mnie tak kocha Disneyland :D <3
UsuńSuper ja z rodzinka tez tam byłam bylo rewelacyjnie ale najpiekniejsza bajka to spektakl koncowy. Pozrawiam
OdpowiedzUsuńTeż jestem tego zdania. Wtedy wszystkie czary stają się rzczywistością :)
Usuń