piątek, 12 czerwca 2015

Chłopięcy świat… Boyhood Bedroom vol.3


     Wiem, że wypatrujecie paryskiego wpisu i opisu wrażeń z Disneylandu, skąd ostatnio wróciliśmy, ale na to będziecie musieli jeszcze trochę poczekać ;) Mam tak wiele zdjęć, że ich obrobienie zajmie mi co najmniej kilka dni, a wrażeń do opisania jeszcze więcej. Natomiast dzisiaj chciałabym Was zaprosić raz jeszcze do królestwa moich chłopców, bo ostatnio bardziej skupiłam się na wystroju wnętrz niż samych lokatorach tej nowej, boskiej przestrzeni :) A muszę przyznać, że są oni bardzo zadowolonymi odbiorcami i jestem wręcz zachwycona, jak genialnie ta przestrzeń umożliwiła im swobodną zabawę, a co za tym idzie, i rozwój - szczególnie więzi braterskiej ;)




     Nie wiem, czy też to znacie, ale u nas było wcześniej tak, że z każdą zabawą, grą i budową z klocków czy puzzli chłopcy wynosili się "na salon", czyli do nas. O ile na początku myślalam, że chodzi o to, by byli bliżej nas, to jednak z biegiem lat przejrzałam na oczy: winą by tylko i wyłącznie brak miejsca. Nie powiem, by teraz w pokoju mieli boisko do piłki nożnej, bo wiadomo, że cudów nie ma, nie wyczarowałam dodatkowych 25mkw. Ale nagle okazało się, że można w nim nawet grać w piłkę, nie mówiąc o budowaniu wieży z klocków, wspólnym graniu w gry itp. Genialnie! Jaka ulga, że nie muszę uprawiać maratonu wśród rozsypanych w salonie zabawek!








A propos Maksia na podłodze… to jak to się śmiesznie plecie, że my z D zawsze robiliśmy lekcje na podłodze?.. i oni mają teraz to samo, a Maks to szczególnie, przy biurku na 5 minut, i zaraz leży, mimo, że nie pozwalamy. Dziwne i urocze jednocześnie :)


No i mapa.. najgenialniejszy wynalazek do tego pokoju. Najbardziej kreatywna zabawka, jaką mogłam wymyślić. Stanowi nie tylko mocny akcent kolorystyczny na ścianie i ciekawy element wystroju, ale przede wszystkim - bardzo twórcze, edukacyjne zajęcie. Nie musiałam nigdy zachęcać moich chłopców - szczególnie Filipa - do poznawania mapy świata. Odkąd nauczył się czytać jego ukochaną książką jest stary atlas świata z naszych lat szkolnych - nieco nieaktualny, przez co jeszcze ciekawszy. Od małego nasz starszak zadawał mnóstwo pytań, z których siłą rzeczy wiele się uczył - np co to jest to zytysyryr, czyli ZSRR. Od słowa do słowa zdobywał nową wiedzę - a że po tatusiu i mamusi umysł ma szybki i bystry jak górski strumień (:D <3 samochwała) to wszystko, co jednym uchem chociaż wleciało, zostawało w tej główce. Mamy szczęście do dzieci. Niebywałe. 
Dlatego mapa od Dekornik.pl była świetnym zakupem. Strasznie mi się podobały te mapy, ale chciałam, by moje dzieci mogły jeszcze się dzięki niej rozwinąć, niż tylko kształtować swój dobry gust. I wpadłam na pomysł, by była cała z tablicowej folii, bo w końcu najlepsza zabawka to taka, która jest tylko punktem wyjścia do całej serii przygód… 
Nie musiałam długo czekać, by chłopcy odkryli jej zastosowanie. Piszą po niej kredą, a któregoś dnia, przed wyjazdem do Paryża, zmajstrowałam z folii samoprzylepnej małe trójkąciki, by mogli ponaklejać w miejscach, gdzie już byli. I gdzie byliśmy my, bo oczywiście szybko im się skończyły naklejki tylko z tych miejsc,  w których byli chłopcy.. Fajnie widzieć, gdzie się już było - dosłownie białe na czarnym ;) Moja Gdynia, Paryż, Rzym, Berlin, Norymberga, Nowy Jork, Miami, Oslo, Sharm el Sheikh, Hurghada, Marsa el Alam, długo by jeszcze wymieniać.. Cały świat jest nasz. Na wyciągnięcie reki. <3 Na chłopięcej ścianie.








Mapa w dwójnasób edukacyjna - żeby dobrze zaznaczyć, musili sprawdzić na globusie. A w razie wątpliwości zapytać speca, czyli taty ;)




Mapa świata do zakupienia TUTAJ <3

     Jednak ten post został tak naprawdę napisany z jeszcze jednego powodu. Najważniejszego.
Mam troje dzieci. Trzech synów. Trzy odrębne, pojedyncze jednostki, które tylko dlatego, że naraz pojawiły się w naszej rodzinie, nie stały się jednym wspólnym ciałem. A każdy z nas czasem popełnia ten błąd - kolokwialnie mówiąc, "wrzuca" wszystkie swoje dzieci do jednego worka, tak samo je traktuje i wymaga. Ja też, a może nawet ja szczególnie często popełniam ten błąd. 
A one są inne.
Nie tylko ze względu na różny wiek czy charakter. Mają indywidualne potrzeby, wymagania, zainteresowania, aspiracje… i swoje problemy. Takie to oczywiste, a na codzień bardzo łatwo o nich zapomnieć, zakopać te różnice pod dywan. Najłatwiej przygotować trzy równe kanapki, dać to samo do picia, wykąpać razem w wannie i naraz położyć spać. Codziennie to robię, ale czasem… łapię się na tym, że nie można. Nie zawsze. Bo niekiedy nadchodzi moment, że musisz się nad jednym nadzwyczajnie pochylić. Właśnie po to, by poczuło, że nie jest tylko częścią całości. Jest sobą. AŻ jednym, cudownym, najlepszym, najmądrzejszym i najbardziej kochanym dzieckiem na świecie. 
Dlatego nie mają większego sensu wspólne zabawki. Dlatego dziecko musi mieć kawałek własnej przestrzeni, którą może "rządzić". 
OK, jestem najlepszym przykładem, że nie wszystko da się zrobić. Mam małe mieszkanie i powoli pracujemy nad jego zmianą, to jeszcze to potrwa minimum rok - dwa. Nie zapewnię - choćbym chciała - własnego pokoju całej trójce, no nie ma opcji. Nieważne. Nie można tej potrzeby własnej przestrzeni odwlekać zbyt daleko w czasie. Musisz wymyślić coś teraz. Choćby to było tylko piętro na łóżku, to jest jego święte miejsce.

Mam ostatnio trochę problemów z Filipem. 
Każdemu rodzicowi wydaje się - najtrudniejsze są pierwsze trzy lata. Guzik prawda. Sama z biegiem lat dowiedziałam się, ile prawdy jest w słowach "małe dzieci - mały problem, duże dzieci - duży problem". Nikt chyba nigdy nie powiedział mi nic mądrzejszego. Im starszym jesteś rodzicem im bardziej starszego dziecka, o ile jesteś odpowiednio wyczulony, chcesz słuchać i obserwować - coraz lepiej dostrzegasz choćby najbardziej subtelne zmiany. A u Filipa ostatnio pojawił się i narasta stopniowo bunt, od rzeczy totalnie nieistotnych do tych całkiem ważnych. Reakcja pierwsza - negujesz niefajne zachowanie, wróć do szeregu,  nie podskakuj. Ale przy powtarzającej się sytuacji zapala ci się w głowie czerwona lampka i próbujesz dociec - czemu, o co chodzi? Czemu tak się zachowuje? Nieraz rozmowa niewiele daje, bo dziecko samo nie rozumie do końca swoich emocji i pobudek, nie jest w stanie stanąć z boku i ich nazwać tak, jak zrobiłby to nawet domorosły psycholog (jak ja ;) ). Ale czas i obserwacja może Ci wiele powiedzieć. Ja nie mam jeszcze skrystalizowanych wniosków, ale zauważyłam, że on dojrzewa. Ma co prawda niespełna dziewięć lat - ale coraz wyraźniej odcina się od siedmioletniego i czteroletniego brata. Zaznacza własne zdanie, choćby z przekory czystej. Chce być zauważony, nawet robiąc coś totalnie głupiego, że mi w pięty idzie. Lekko mówiąc. 
Nie można tego jednak zbagatelizować. To sygnał, że dziecko bardzo cię potrzebuje. Rozmowy sam na sam, choćby o nieważnych pierdołach. O kartach, które zbiera, z kim ostatnio i w co bawił się w szkole. Słuchać uważnie, wzmacniać, pokazywać miłość. Nie tylko krzyczeć i ganić za złe zachowanie. Ale wyciągnąć rękę. 
Nie jestem zawsze taka mądra, wręcz najczęściej najpierw się wydzieram, "tyle razy ci już mówiłam, który to już raz znowu, dlaczego znowu zrobiłeś to samo" itp, itd.. Ludzka rzecz.. niecierpliwość. Ale staram się w następnym momencie ochłonąć i wygadać się, wynarzekać do mamy, męża, przyjaciółki, wykląć jak muszę, jak młody nie słyszy, a potem na spokojnie z Filipem gadać. Tłumaczyć, pytać, dociekać..
Myślę, że ostatnio zarysowała się w nim ogromna potrzeba własnej przestrzeni - fizycznie i mentalnie. I chociaż rodzi to awantury z serii "Mamooo, a on bez pozwolenia wchodzi na moje łóżkoo" to nie wnikam. OK - nie może. To twoje łóżko i ty decydujesz, kto może na nie wejść, a ty, kochanie, musisz to uszanować. Masz swoje łóżeczko i nie chcesz to nie wpuszczaj go do siebie. Twoje miejsce i twoja decyzja. Uszanuj przestrzeń innych tak, jak chcesz, by szanowali Twoją.  


O ten aniołek mój rogaty ;) I jego przestrzeń. Uprosił mnie o taką naklejkę (nieopatrznie pokazałam mu raz w necie) i no nie ma zmiłuj, musiałam nabyć. Prosił - "mamo, kocham sarenki, wiesz, kocham ją, jest śliczna!'. No i weź się oprzyj… a kocha naprawdę, codziennie ją głaszcze wieczorem… nie dziwię się, dekornikowa sarenka wygląda jak żywa, i te oczy…





I jego dość obrzydliwe zainteresowania :D Łapie mi toto wszystko gołą ręką i pokazuje.. zamyka pod szkłem powiększającym i obserwuje.
A ja dostaję zawału ;)



A tu obraz buntu nie w tym ciele hehe :D Wiecznie zbuntowane ostatnio stworzenie czteroletnie, które nic tylko udusić momentami ;) Och matko, wszystko jest powodem do złości, no tak charakternego to jeszcze u nas nie było ;)


Ostatnio nabyłam też kilka pięknych tkanin, by wyposażyć pokój w odpowiednie kołderki i pledy. Z pomocą przyszła oferta tkanin z nowego dla mnie miejsca - zajrzyjcie, bo oprócz tkanin to jeszcze miejsce kreatywnych zamówień :) www.fabryq.pl
Taka piękna tkanina cross <3 Love! Idealnie na podłogową poduchę :) Jeśli marzą się Wam takie - piszcie, mamy dużo tego pięknego materiału i chętnie się podzielimy :D Piszcie na boginieprzymaszynie@gmail.com. Poducha podłogowa ma 50x50cm i jest grubo wypchana, idealnie do siedzenia :) 




I moje najmniejsze syrki.. <3


Kocham wzór tej tkaniny. Trochę zebra a trochę słoje drzewa… piękna…






Zobaczcie ich ofertę, naprawdę polecam.


6 komentarzy:

  1. Pięknie ubrałaś w słowa to, co mi też zaprząta ostatnio głowę - odrębność każdej dziecięcej istotki :)
    Chłopcy chyba znów urośli - to pewnie po tym Disneylandzie !!! :D
    Pokój jest piękny ! Bardzo mi się podoba. Pomyślę chyba nad taką mapą dla Bianki, ona także na dobranoc wczytuje się w atlasy.
    I widzę malutką pandę z koralików Pyssla u Felka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. serduszko dla was ucaluj mocno od ici kici

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę mieć taką mapę!!! Jest świetna! Też będziemy zaznaczać "nasz świat"! <3

    OdpowiedzUsuń