niedziela, 16 marca 2014

Pierwsza taka akcja wyjazdowa

   Ależ to była szybka akcja ;) Ledwie opadł kurz po Dniu Kobiet, kiermaszu, warsztatach i tym podobnych aktywnościach wymagających czasu i zaangażowania, okazało się, że zbieramy się na kolejne wydarzenie. I nie byłoby w tym nic dziwnego i w zasadzie stresującego, gdyby nie fakt, że czekała nas podróż do Warszawy na Grand Bazar w Domu Towarowym braci Jabłkowskich. Wizja, że wszystkie uszytki trzeba upchnąć w jednym aucie, jeszcze na pół z Trombiszonami Ani z MamaDesign,wydawała nam się przerażająca. Do tego duży wieszak na kółkach, półeczki, kartoniki, miliony niezbędnych bibelotów... Niewykonalne!
Poza tym w momencie, kiedy okazało się, że jedziemy, właśnie zakończyłyśmy wyprzedaż ;) Trzy dni przed wyjazdem zostałyśmy więc niemal bez uszytków. Zaczęłyśmy dość histerycznie podchodzić do tematu, szyjąc na potęgę. No bo jak to tak w stolicy bez przygotowania? Kosztowało nas to wiele potu, krwi i łez, ale udało się! W sobotę, zgodnie z planem, o 4 rano  wyruszyłyśmy na pierwszą wyjazdową akcję kiermaszową. A że na ja na przykład skończyłam szyć dopiero o 2, zdążyłam w zasadzie wziąć tylko prysznic, spakować kilka rzeczy i musiałam wychodzić. Trochę chyba przesadziłam w temacie szycia, tym bardziej, że połowy nowych rzeczy nie zabrałam. Około północy zdałam sobie sprawę, że napowaniem kominów w środku nocy ściagnę na siebie gniew sąsiadów i najpewniej zostanę bezdomna. Przyznaję, że byłam bliska rozpaczy. Ale chyba jednak zbyt zmęczona, żeby przesadnie długo nad tym faktem ubolewać ;) 
Po wszystkim możemy powiedzieć, że wyjazd to był naprawdę strzał w dziesiątkę. Poznałyśmy wiele nowych, pełnych pasji osób. Miałyśmy okazję zacieśnić więzi z naprawdę dużymi i rozpoznawalnymi markami.  Dowiedziałyśmy się sporo cennych rzeczy i jesteśmy ogromnie wdzięczne, że możemy korzystać z doświadczenia kolegów z branży. To strasznie miłe, że mimo konkurencji, jaką dla siebie jednak stanowimy, istnieje handel wymienny informacjami. Rozwiałyśmy naprawdę sporo wątpliwości, które nas trawiły od pewnego czasu. 
I jeszcze jedno. Nie wytrzymałabym, gdybym nie powiedziała, że objadłam się za wszystkie czasy. Piętro niżej odbywał się kiermasz żywności ekologicznej. Jakie rarytasy można tam było kupić! Maślane croissanty, ręcznie robione makaroniki, chlebki miętowe, wszelkiego rodzaju placki, świeżo wyciskane najróżniejsze soki, humus, a nawet robaki ;) Przyznaję uczciwie, że schodziłam tam co chwilę, pod pretekstem rozmienienia pieniędzy. 
Ale największą niespodzianką i przyjemnością i tak były odwiedziny naszych czytelników!  Tak jak obiecywałyśmy, wymienialiśmy ploty, zabrakło tylko kawy i ciasteczek, ale następnym razem będą na pewno. Bo do Warszawy wracamy 30 marca, tym razem na targi MiszMasz w Blue City;)) Połknęłyśmy bakcyla i mamy nadzieję wyjeżdżać coraz częściej. Dawajcie nam koneicznie znać, jak usłyszycie o jakimś fajnym wydarzeniu handmade'owym w swoim mieście. Prawdopodobnie skorzystamy z zaproszenia ;)





 Voila, nasze stoisko w pełnej krasie. Spodnie uszate, specjalnie na kiermasz w wersji kremowej.

 Bluza uszatka do kompletu.


I BamBamowe kocyki.


Kocyki klasyczne w wersji sweet.


Nowe towarzystwo dla BamBamów. W odwiedziny przyszła pani Świnka.


Spodnie łaciate z gwiazdką na pupie.


Spodnie i czapka w komplecie.





Nie mogłybyśmy nie wspomnieć o naszym wspaniałym towarzystwie. MamaDesign, Czary Maryś, Zombie Dash, kochane dziewczyny z Risk from Warsaw, Prze-Twórz Paka, Polski Ciuch. Dziękujemy za wspólnie spędzony czas ;)

Nad wszystkim królowały motyle MamaDesign :)


A tu Przetwórz-Paka :)



Zobaczcie, jakie cudne bajkowe stoisko miała CzaryMaryś.




A to nasi mali przyjaciele. Szycie dla dzieci to chyba największa przyjemność świata. Ta radość, gdy biorą do ręki maskotkę albo przymierzają czapkę głaszcząc uszka ;)



Miłosz w diabelskiej czapie nie wygląda już tak niewinnie jak na zdjęciu powyżej ;))) Pozdrawiamy dumnego tatę - Artura z www.polskiciuch.pl ;)


A to mała Zoja w czapce z uszami i z BamBamami pod pachą.


I mała przyszła gwiazda vlogów - serio - wiemy to na pewno! - Amelka w akcji z leniwcem i bambamem :)





A my pod koniec dostałyśmy już totalnej głupawki. Same ubrałyśmy swoje czapy. Reklama czy antyreklama, oto jest zagwozdka ;)




 A tak wyglądała nasza podróż. Uszytki pod pachę, wieszak pod nogi i w drogę. A co ;)




11 komentarzy:

  1. Robaki?! Mniammm ;-P
    Te Wasze uszate gaciory są mega!
    Takie targi to fajna sprawa. Nigdy nie byłam i może dobrze, bo pewnie wydałabym tam mnóstwo kasy. ;-) Tyle cudowności...
    Trzymam za Was kciuki dziewczyny! Śledzę i pozdrawiam :-) Ahoj!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wygląda, że było naprawdę fajnie :) Ja jak gdzieś jedziemy, to rano zawsze chcę rezygnować, zwłaszcza, jak jedziemy o świcie. I to pakowanie, upychanie, noszenie. Ale potem jest fajnie, no chyba, ze nic się nie sprzeda, to nie ma satysfakcji. A na Was czapy wyglądają świetnie, ja moje tez szyłam dla dzieci, a jak przymierzyła dorosła Klientka to pomyślałam, czemu nie? Przecież fajowe są :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę fajnie było ;)))) W sumie chyba dorosłe króliki niedługo też wjadą na taśmę ;)

      Usuń
  3. :D Super! Tym razem nam sie nie udalo, ale 30 marca Was odwiedzimy w Blue City :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wygląda super!! A do Krakowa też przyjedziecie? Pewnie jakoś niedługo wiosenna edycja Kraków-Łał się zapowiada ;)

    OdpowiedzUsuń