sobota, 7 marca 2015

Bakszysz, bakszysz...



     Egipt, jak większość zresztą afrykańskich krajów, to kraj wielu kontrastów. Ogromnych kontrastów. I tajemnic! Już drugiego dnia, po pobieżnym, pierwszym oglądzie, przeciętny turysta zadaje sobie pytanie: no jak to jest, do cholery, możliwe, że ten kraj kilka tysięcy lat temu był tak rozwiniętą cywilizacją!? Wytworzyli skomplikowany alfabet, infrastrukturę i ukształtowali skomplikowaną strukturę społeczną, a także kult i obrzędowość godną podziwu; do licha, budowali piramidy, technologią dla nas niepojętą do dzisiaj!
Dzisiaj - praktycznie nic z tego nie zostało. Oprócz marzeń, a nawet pewnym niezrozumiałym przekonaniu o własnej potędze..


Zacznę jednak od tego, co właściwie powinno być oczywiste, a nie dla wszystkich jest, o czym się wielokrotnie przekonałam. Jak wybieramy się na wycieczkę w twz. "ciepłe kraje", naprawdę nie powinniśmy skupiać się tylko na korzystaniu z hotelowych atrakcji. Prawdziwa przygoda zaczyna się dopiero za murami gigantycznych kompleksów. Zwykle wystarczy przejść na drugą stronę ulicy, by się przekonać o tym, jak świat tam wygląda.. a jest zupełnie inny od obrazu, który kreują nam hotele. Słowem, zwiedzajcie - przy czym uwaga: chociaż jestem odważna, w Egipcie wolę korzystać z przygotowanych przez biuro podróży wycieczek, aniżeli ich tańszych (i licznych) lokalnych odpowiedników - to nie jest kraj, w którym można czuć się na 100% bezpiecznie. Ja nie ryzykuję, tym bardziej jadąc z małymi dziećmi.
Tym razem było nam dane odbyć naprawdę niesamowite dwie wycieczki, które dały nam wszystkim nie tylko ogrom wrażeń, ale przede wszystkim, uzmysłowiło wiele rzeczy.. które, pomimo, że wcześniej już się z tym zetknęłam nie raz, nie przestają mnie dziwić, a raczej szokować. Ze względu na ilość tekstu i fot znowu muszę poprzestać na opisaniu dziś tylko jednej - ale to tylko sprawi, że będziecie mieli więcej do czytania za kilka dni ;)

Mega polecam, jak ktoś wybiera się z rodziną do Egiptu, wycieczkę, która nazywała się w naszym biurze Super Safari. Idealna dla rodziców z dziećmi, bo to po prostu kilka atrakcji w jednym - wielbłądy, quady, rajd jeepem przez pustynię, zwiedzanie beduińskiej wioski, tradycyjny ichni posiłek i występy lokalnych artystów - fakirów, tańczących derwiszy itp. Przynajmniej raz, będąc w Egipcie, warto to zobaczyć - ogromne wrażenie robią szczególnie na dzieciach ;)

Samochód handmade ;)


"Obowiązkowe" arafatki - niemalże zmuszono nas do zakupu (nieśmiertelna waluta "fajf dollars"), bo, pani, taki będzie kurz, dzieciom w nosy, oczy, uszy wejdzie, pani kupi, bo zapalenie spojówek.. i to po polsku trajkoczą bez przerwy (nadmienię przy okazji, że Egipcjanie, których spotkałam, znali chyba wszystkie możliwe zachodnie języki. Angielski, włoski, niemiecki, holenderski, francuski, polski, rosyjski. Żonglowali słowami ze swoim uroczym akcentem, tym niemniej, pełna podziwu jestem. Też bym tak chciała umieć!). Szczęśliwie te chusty były całkiem niezłej jakości, grube i duże, i do samego końca wyjazdu służyły nam nieustająco - pogoda nie rozpieszczała nas pod koniec, wieczory, a nawet w ciągu nia czuć było chłód. Chusty, wielkie jak średnie koce, spokojnie dawały radę :)
Nie mówiąc już o MEGA malowniczym rekwizycie, idealnym na wyprawie safari ;)



W przydrożnym barze, w którym musieliśmy się zatrzymać po owe niezbędne chusty, natknęliśmy się na dziw nad dziwy - ułożone z kolorowych muszli, a nawet jaja żółwia - mauzoleum. Dosłownie pomnik ku czci zmarłego brata jednego z właścicieli baru... Młody Mohamed, mimo spędzenia połowy życia w wodzie, bo był instruktorem nurkowania, utonął podczas nurkowania głębinowego na głębokości 270m... Nie odnaleziono jego ciała. O dziwo, właściciel, który nam o tym opowiadał, oprócz smutku miał w głosie także dumę - był młody, piękny i zginął, robiąc to, co kochał. "If one day speed kills me, don't cry, because I was smiling" - takie słowa napisał niedługo przed śmiercią Paul Walker. W sumie...
Pierwszy przykład niesamowitej kultury... w środku baru, niemal między stołami, stoi multi - kolorowy pomnik. Życie przeplata się ze śmiercią.


Korowód jeepów - tutaj jeszcze widać drogę, ale zaraz droga dosłownie się skończy - i będziemy już jechać wyłącznie po wertepach, podskakiwać na wysokość co najmniej metra, masakra :D Jak przerażająca przejażdżka w parku rozrywki ;) Jedziesz, jedziesz i nagle jesteś w powietrzu ;) 


Pierwszy przystanek... HAZUWENIA. Nie wiecie, co to jest? ;) Otóż - kto oglądał Króla Lwa? Kojarzycie lwią skałę? A kojarzycie pierwszy utwór filmu? Haaaaaaaaaaaaaa....zu we niiiaaa.. Tak przynajmniej śpiewa to Felek - i od zawsze Król Lew to właśnie Hazuewenia; zachód słońca także tak się nazywa. Nie muszę mówić, jak bardzo zachwycony był Felek na tej wyprawie!? Przecież na fotce jest dosłownie kadr z filmu!!!
A to najstarsze drzewo w tej części pustyni - ponad czterystoletnia akacja.


I wtulony ze strachu w tatę, a jednocześnie zachwycony Felek na wielbłądzie ;)






Dojechaliśmy do wioski - pierwsze, co zobaczyliśmy, to jej źródło, jej sens. STUDNIA. W Afryce woda ma niezwykłą wartość, wioski buduje się tam, gdzie jest woda. Wiadomo.. na zdjęciu widać, jak bardzo zaawansowana technologia jej towarzyszy, ech.. woda wyciągana jest po zwykłej linie w plastikowym baniaku na wodę. Jeszcze do niedawna była to woda pitka, od kilku lat jednak dowożą wodę mineralną z miasta w baniakach. Ta woda służy do mycia, prania itp.


Kolejna frajda wycieczkowa - największa, najfajniejsza część wyprawy - quady!!! Ależ był szał :D Starszaki dałyby radę prowadzić same, bo wystarczyło tylko wciskać jeden przycisk przy kierownicy i kierować, ale nie byliśmy gotowi do końca przeciąć pępowiny ;)


Duduś ciągle krzyczał: "Szybciej, mama, szybciej!!!" - no mistrz frajdy na resorach ;)






Arafat - family ;)



A tu, jakby mało było jeszcze rozrywek - terrarium. Biedne te stworzenia, węże, skorpiony, króliki, żółwie, myszki... wszystko można dotykać, brać na ręce... masakra. Oczywiście dzieci nie mogły odmówić trzymania węża na rękach, cóż :/ Urocze towarzyszki naszych chłopaków - Nadia i Amelka :D



Tutaj najnowocześniejsze zabudowanie w wiosce - oprócz toalety dla turystów, w której była bieżąca woda w kranie i w toalecie (luksus), a z której mieszkańcy wioski nie mogą korzystać.
Nigdy nie przestanie mnie dziwić, jak to możliwe, że budują takie prowizorki. Tu kawałek blachy, tu dykty, tu karton, przymocowany starym, zardzewiałym drutem, a wszystko przyrzucone kilkoma oponami, by nie odleciało z wiatrem. SZOK po prostu.
Oczywiście, pieniądze, a raczej ich okrutny brak to jedno - ale gdy obok widzimy tę piękną, wykafelkowaną toaletę z bieżącą wodą, by turyści mogli komfortowo zrobić swoje, dziwi niezmiernie, że dla samych siebie nie umieją się postarać. Czy to tylko bieda, czy brak chęci? Lenistwo? Większość Beduinów zrzuca swoje galibeje (stroje), wyruszając do miasta - i nagle widać, normalne jeansy, bluzy, zegarki, komórki. Ciuchy podrabiane, zegarki też, komórki dziwnych firm, o których w życiu nie słyszałam, na pewno nie tak drogie jak u nas. Ale - za darmo tego nie rozdają. Więc na "luksusy" jest. Quad stoi pod każdym domem, a i wielbłąd także.
A czemu nie ma na to, co najpotrzebniejsze, przynajmniej dla żony, dzieci? Czyli kawałek czystej podłogi i pewność, że nic ci na głowę nie spadnie? Czy po prostu nie jest im to do tego potrzebne?..

Przed chatą dwie ortodoksyjne Beduinki. Chyba też nie kumają, o co w tym wszystkim chodzi, a my wyglądamy dla nich jak kosmici.


I mega, mega przysmak - placki z mąki, wody i soli, pieczone na tzw. gorącym kamieniu. Nie można się oprzeć. PYCHA!.. Proste jedzenie jest najlepsze w końcu...
(BTW - jedzenie w Egipcie jest fantastyczne! Szczególnie właśnie to "swojskie". Nie znoszę, gdy w hotelach próbują robić "nasze" kiszonki, hamburgery, strogonow itp - nigdy nie smakuje, jak powinno. Nie wiem, po co sie starać, skoro ichnie jest tak pyszne!)





Tutaj baniaki z wodą pitną :)


Za niewielkim wzgórzem obok wioski - zabudowania gospodarcze. Jeszcze bardziej byle-jak sklecone - nie mam pojęcia, jak to wytrzymuje na wietrze, a wiatry w Egipcie potrafią być niezwykle silne!
Zwierzęta w Egipcie jadają bardzo marnie. Nikt nie przygotowuje dla nich specjalnego jedzenia, nie ma paszy dla zwierząt itp. Zjadają odpadki, to, co zostanie po tym, jak już wszyscy się najedzą. Kozy w hierarchii tej nie mają najgorzej, bo ich mleko jest niezwykle cenne, siłą rzeczy muszą być karmione. Najniżej w hierarchii stoją psy i koty - nieprzydatne, nie dostają nigdy swoich racji i muszą zadowolić się tylko tym, co same znajdą. Nie zapomnę wychudzonego małego kota, skóra i kości. Gdy zobaczył suchą bułkę, którą jadła Nadia, wpadł w szał dosłownie - z głodu.. pożerał tą bułkę niczym najlepszej jakości pasztecik... kosmos dla mnie i nie mogę tego przeżyć.. ale gdy pomyślę, że większość ludzi tam jada maksymalnie raz dziennie, to naprawdę nie wiem, czy starczyłoby mi żalu dla kotów jeszcze...
Akurat w tej wiosce, do której przez cały rok przywozi się turystów, ani psy, ani koty specjalnie nie głodują - praktycznie z każdego stolika po kolacji przynajmniej jeden talerz pełen resztek my, turyści zanosiliśmy tym psom i kotom. Nawet specjalnie nie nawoływały - musiały być wielokrotne przeganiane, bo żaden nawet nie zbliżył się do nas. Czujnie jednak patrzyły na nasze pełne talerze z pewnej odległości w trakcie całego posiłku.




Takie piękne, kochane mają oczy... 


A tutaj przykład sztuki krawieckiej - niezwykle precyzyjne, ręcznie szyte  narzuty, poszewki, poduszki  ze skomplikowanymi aplikacjami... nie chcę myśleć, ile godzin misternej pracy na jedną poduszkę za 10 dolarów :/


I na koniec, nie do końca udany, bo niebo było bardzo pochmurne - zachód słońca nad pustynią. Niesamowity efekt!..




     Pięknie, prawda? Beduini nie chcą się asymilować z resztą Egiptu, wybierają wolność. Tak nam mówił przewodnik i patrząc na niesamowitą pustkę dookoła i ten piękny zachód, stworzony jakby tylko dla moich własnych oczu - potrafię to zrozumieć.
Właściwie nie wiem, ile jest prawdy w tym, że według beduińskiej tradycji do dzisiaj żonę dla syna wybiera teściowa, a potem teściu z jej ojcem targuje się, ile kóz i wielbłądów jest warta. Ponoć im więcej na niej mięsa (tak!), tym więcej. Nie wiem, nie wydaje mi się to możliwe, być może, że to wszystko, co słyszałam, to bajki dla turystów, żeby mieli Egipt za bardziej egzotyczny. Z drugiej strony, tyle w tym kraju przeciwieństw i kwestii totalnie dla mnie niezrozumiałych, że może po prostu tak właśnie jest.. 

Na koniec dodam jedno wspomnienie z poprzednich odwiedzin w wiosce beduińskiej, w okolicach Sharm el Sheikh. Do końca życia nie zapomnę, co nas przywitało. Krótko mówiąc, ta wioska, którą dzisiaj widzicie na fotach, to jak Four Seasons w Nowym Jorku. Czysto, pachnie, luksus jak się patrzy. Tam to dopiero była bieda, prowizorka, głód.. nędza aż piszczała. Nie zdołaliśmy zrobić kilku kroków od autobusu (zajechaliśmy tam wtedy busami), gdy opadła nas dosłownie horda.
Horda dzieci. 
Jedno przez drugie przepychało się z otwartymi dłońmi, krzycząc "bakszysz, bakszysz!". Wyrywali nam z rąk boxy z jedzeniem, które dostaliśmy jako wyprawkę w hotelu, i byłam w szoku, co z nimi robili. Traktowali jak relikwie, kłócili się - bo kartonik był kolorowy, a w środku prawdziwy rarytas - jajko na twardo, sucha bułka, ser, jabłko. I największa radość - plastikowe butelki z niegazowaną wodą. 
Przez cały dzień obserwowałam, co z tym robiły - niektóre dzirwczynki ubierały te butelki w chustki i nosiły jak lalki. Chłopcy kopali butelkę napełnioną częściowo piaskiem. 
W tym czasie ich ojciec woził nas za dolara na wielbłądzie, a matka przez cały dzień w upale robiła "gorące placki" gołymi rękami, na gorącym kamieniu, z maleńkim bratem - lub siostrą - na plecach.

Naprawdę trudno jest wypocząć komuś z elementarną dozą przyzwoitości i wrażliwości, z takim obrazkiem z tyłu głowy.. a mimo to - wracamy tam co jakiś czas, przyciągani jakimś niezrozumiałym magnesem. To chyba właśnie ten niezgłębiony kontrast, który z biegiem lat jakoś wcale się nie zmniejsza, mimo wszechobecnego nawet tam - Internetu, telewizji cyfrowej, turystów, przywożących inne wzorce. 
Po prostu - tajemnica...


~P.

12 komentarzy:

  1. Ojj Pat pięknie tam.. ile radości dla dzieci! a jesli pomyśleć o tej skrajnej biedzie, to fakt ze turyści przyjeżdżają do ich kraju daje im możliwość zarobku - choć dla nas to "marne 10$" dla nich naprawde ogrom pieniędzy - moze oni maja inne potrzeby. To dla nas toaleta z kafelke to luksus, dla nich ta przestrzeń i wolność.. a mauzoleum i przesłanie- przepiękne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak.. mają podstawowe potrzeby. Wiem to niby, a jednak w zestawieniu z nami, naszą nowoczesną obecnością tam, rysuje to ogromny kontrast. Niezrozumiały do końca..

      Usuń
  2. Co do biedy- to jest wszędzie. Kilka lat temu moja uczennica zachorowała na nowotwór. Nawet nie wiedzieliśmy, że mieszka w małym drewnianym domku, gdzie jest tylko kuchnia i jeden pokój. Tam nie było nawet podłogi, tylko klepisko, jak przed II wojną światową. O WC nie wspomnę- zwykła sławojka na podwórzu.. By mogła przyjechać na przepustkę do domu mieszkańcy wsi zrobili podłogę, wylali beton, żeby było w domu cieplej, zrobili prowizoryczną toaletę. I działo się to w XXI wieku, w środku Europy w cywilizowanym kraju.
    Na szczęście dziewczyna jest zdrowa. Ale, jak widać biednie jest wszędzie. I to co dla niektórych jest chlebem powszednim, dla innych luksusem, o którym nawet nie marzą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, wiem o tym doskonale.. Tylko u nas to są jednak wyjątkowe sytuacje, szokujące dlatego, że pojedyncze. Tam żyje tak 98% społeczeństwa, jakby czas cofnął się o 200 lat najmniej..

      Usuń
  3. Też byłam n atakim rajdzie, też skakałam pod sam sufit ;-) Jazdę na wielbłądzie wspominam tak sobie hi, hi, hi, prawie sie zabiłam - ja to zawsze potrafię hi, hi, hi ;-) wioske też zwiedzaliśmy - tam gdzie byłam mieli też tv ;-) no i cudowny zachód słońca, a po nim beduińska dyskoteka ;-)
    Oj dobrze wiem o czym kochana piszesz. I mam tu na myśli nie tylko wycieczki, bo nigdy bym nie siedziała jedynie w hotelu, a te kontrasty, to "prawdziwe życie" na zewnątrz, kilka kroków od hotelu.... Czekam niecierpliwie na kolejną relację :-) Byliście na dalszej wycieczce? My na jedną ruszyliśmy w korowodzie, z wyłączonymi światłami w nocy i pod eskortą uzbrojonych żołnierzy... Niezłe przeżycie. Zwłaszcza jak w oddali przez szyby autokaru, na wzgórzach można było dostrzec innych uzbrojonych ludzi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym razem na żadnej dalszej nie byliśmy, chociaż Asuan był na wyciągnięcie ręki.. ale odpuściliśmy. Byliśmy jedynie w samym mieście i o tym będzie w poście. :))
      A z takich 'zbrojnych' doświadczeń to jak pierwszy raz byłam w E. to pojechaliśmy do Jerozolimy, i także do Betlejem w Palestynie. Niesamowite doświadczenie, przedostać się najpierw z E. do Izraela, a potem do Palestyny. Mur grubości (nie wysokości - grubości!!!) 8 metrów... wszyscy z bronią w ręku, niesamowite!

      Usuń
  4. Pięknie piszesz, naprawdę. I zdjęcia są wspaniałe (taaaak, wiem, zawsze to piszę, ale to prawda ! ;)
    Również uważam, że podczas każdego wyjazdu należy przyjrzeć się tamtejszej rzeczywistości, kontrastom właśnie, poznać inność choć troszkę, starać się zrozumieć i zmusić siebie do przemyśleń. Gdy myślę lub czytam o życiu ludzi w krajach afrykańskich czy arabskich, zwłaszcza o realiach dotyczących kobiet, cieszę się, że przyszłam na świat w Polsce i że mogę wychowywać dzieci w szacunku do wartości europejskich, bardziej ludzkich. Niestety, ostatnie wydarzenia ( we Francji, lecz nie tylko ) wzbudzają we mnie niepokój, ponieważ nie chciałabym, aby to, co dla nas jest teraz normą, dla naszych wnuków było jedynie wspomnieniem .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! Dokładnie tak jest, wszyscy narzekamy na PL, a jak tylko człowiek ruszy zad nawet na wakacje, to wraca dosłownie odmieniony.. przynajmniej ktoś z odrobiną wyobraźni..
      Mam nadzieję, że te czarne scenariusze nie ziszczą się nigdy, Jagoda..

      Usuń