Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zimowe. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zimowe. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 12 grudnia 2013

Winter shelter... czyli wnętrze inspirowane zimą



... zimowe schronienie...

Jestem jednym z wielu ludzi pewnie, którzy zimy nie lubią... ile to już razy słyszałam "gdybym tylko mógł, cały rok mieszkałbym w tropikach".. ja zimy nie znoszę, śnieg to dla mnie białe g.., które tylko zza okna ładnie wygląda ;) ALE! Jako istota obdarzona niebanalnym gustem (:PPP ;-) ) oraz istota ceniąca sobie bardzo wysoko estetyczne wrażenia - doceniam jej piękno. Śnieg, biel, odcienie szarości, oślepiający blask w słońcu, przejrzyste powietrze... czerpię z tego spokój, a co za tym idzie - siłę. Dlatego z jednej strony zimy nienawidząc - z drugiej jestem jej wielbicielką. Ale taką, która stoi w oknie z pięknym aparatem (pochwalę się dziś ;) ) i robi Pani Zimie ładne fotki. Albo taką, która zakopana w swojej miękkiej giga pufie, kocem przykryta, z parującym kubkiem w ręce czyta sobie, co tam słychać na facebooku. Albo taka, która zmarznięta taje pod kołdrą, czyta książkę i słucha wycia wiatru za oknem... bo u nas prawdziwe Wichrowe Wzgórze...

Dzisiaj przedstawię Wam moje zimowe mieszkanie. Przeszło ostatnio małą rewolucję, mianowicie musiałam przemalować ściany (były jasno-kremowe i bardzo, bardzo, bardzo już brudne. Malowałam je 6 lat temu farbą tanią i matową, nie myśląc, że będą je macać trzy pary brudnych rączek :) ). A jak malowałam ściany, to postanowiłam jedną z nich wytapetować. A potem drugą ;) i zmienić dywan, bo koty rozprawiły się ze starym, podwinął się róg, frędzle wylazły i ogólnie - wstyd. Potem postanowiłam się rozprawić z wszechogarniającym bajzlem i miliardem rzeczy... i tak, od jednego kroku do drugiego, wyszło mi niemal nowe mieszkanko :) nooooo.. może tylko salon. Ale jako że to tutaj spędzam 80% doby (tak, doby, bo ostatnio bardzo mało sypiam :P), to jest to dla mnie najważniejsze miejsce w domu.

I postanowiłam spełnić jedno marzenie, tkwiące we mnie od dawien, dawien dawna... mianowicie... cotton balls :) Zakochałam się w nich w Paryżu jakieś 6? lat temu. Były wtedy drogie bardzo i daleko pozostające poza zasięgiem mojego portfela. A w tym roku zobaczyłam je w Paryżu po raz kolejny - tym razem były dużo tańsze już, w miarę realne cenowo, jak na spełnione marzenie :) Ale! Duże! Nie miałam jak ich do domu przywlec, chyba musiałabym nadbagaż mieć. Niepocieszona wróciłam do domu. Dlatego właśnie z radości nie umarłam niemalże, gdy któregoś dnia w tzw "proponowanych stronach" na facebooku zobaczyłam fanpage "Cotton ball lights"  :D Polubiłam i od tamtej pory na bieżąco się podkręcałam, aż w końcu mówię - mikołajki za pasem, do mnie też przyjść musi, co nie? :D Nie wytrzymały co prawda aż do 6 grudnia, no i za duże były, by do buta się wpakować ;-) Taka jestem niecierpliwa! Patrzcie, podziwiajcie i kochajcie :D Najtańsze już po 50zł na WWW.COTTONBALLLIGHTS.PL - mój zestaw to ten z 35 kul :) Na zimę są idealne, czy świecą czy nie...

Koniec gadek - oglądajcie zdjęcia :) Moje wnętrze, inspirowane zimą. Tą bielą, szarością, kontrastem z kolorem, gdy się pojawi. Tym spokojem, ciszą i bezkresem czasu i przestrzeni przed oknem...

Wymalowane mrozem szyby..



Nowa tapeta :) niecałe 50zł w Leroy Merlin :D



Me & my new best friend from Olympus Polska :* Prawda, że śliczny? ;)) (totalny lame, wiem, ale co ja mogę... kolor to nadal wyznacznik nr 1 dla mnie ;))) ).



Zimowe ptaki... podkarmiamy, by nie odleciały w niebyt. Dobrze nam idzie.




Przywiezione, o dziwo, z Londynu :))




To delikatne, rozproszone światło ujmuje mnie totalnie...


A tu patrzcie, jaka koincydencja :)
Serwetki od babci mojego męża pod szkłem na ławie i ... dywan :D Niesamowite, co?


Who is who :D



Reniferek od Małych Rzeczy... dziewczyny, jak się okazuje, koleżanki Marty męża, robią mega cuda, o nich więcej będzie w następnych, świątecznych postach :)


Kuchnia


Przedpokój. Widzicie, co stoi na półce? Para chińskich (autentycznie, od męża z Chin przywiezionych :) ) całujących się laleczek, a obok kot Maneki - Neko - zapewnia dobrobyt i chroni przed złym losem :)


Lustro - Pepco 29zł ;)


A tu od Maksia - bez z bibułki w pojemniczkach po bio-jogurcie, przywiezionych z Paryża...


Jeż z Norymbergi :)


W dzień też są cudne...



Misio z Yves Rocher za friko ;)


Renifer, pierwszy symbol świąt u nas - zawsze staje na balkonie 6 grudnia. Mikołaj go nam zostawia, aby pilnował, czy dzieci są grzeczne. Działa. Przynajmniej pierwsze kilka dni ;)


A tu nadal niewykorzystane cuda od Agaty z Bańkujemy - efekt cudnej podmianki blogowej :)) chciałam sobie z nich zrobić taką girlandę a-la Cotton ball lights, ale teraz muszę wymyślić coś innego, żeby z kulkami nie przegiąć.




A nocą cotton balls dodają ciepła i otuchy... na długie, samotne wieczory. Mąż mój od listopada do grudnia niemal mieszka w swoim biurze... dzięki nim mam towarzystwo. Nawet 35 :D



To się pochwaliłam :D Lećcie na www.cottonballlights.pl :) Na zimę idealne!