... zimowe schronienie...
Jestem jednym z wielu ludzi pewnie, którzy zimy nie lubią... ile to już razy słyszałam "gdybym tylko mógł, cały rok mieszkałbym w tropikach".. ja zimy nie znoszę, śnieg to dla mnie białe g.., które tylko zza okna ładnie wygląda ;) ALE! Jako istota obdarzona niebanalnym gustem (:PPP ;-) ) oraz istota ceniąca sobie bardzo wysoko estetyczne wrażenia - doceniam jej piękno. Śnieg, biel, odcienie szarości, oślepiający blask w słońcu, przejrzyste powietrze... czerpię z tego spokój, a co za tym idzie - siłę. Dlatego z jednej strony zimy nienawidząc - z drugiej jestem jej wielbicielką. Ale taką, która stoi w oknie z pięknym aparatem (pochwalę się dziś ;) ) i robi Pani Zimie ładne fotki. Albo taką, która zakopana w swojej miękkiej giga pufie, kocem przykryta, z parującym kubkiem w ręce czyta sobie, co tam słychać na facebooku. Albo taka, która zmarznięta taje pod kołdrą, czyta książkę i słucha wycia wiatru za oknem... bo u nas prawdziwe Wichrowe Wzgórze...
Dzisiaj przedstawię Wam moje zimowe mieszkanie. Przeszło ostatnio małą rewolucję, mianowicie musiałam przemalować ściany (były jasno-kremowe i bardzo, bardzo, bardzo już brudne. Malowałam je 6 lat temu farbą tanią i matową, nie myśląc, że będą je macać trzy pary brudnych rączek :) ). A jak malowałam ściany, to postanowiłam jedną z nich wytapetować. A potem drugą ;) i zmienić dywan, bo koty rozprawiły się ze starym, podwinął się róg, frędzle wylazły i ogólnie - wstyd. Potem postanowiłam się rozprawić z wszechogarniającym bajzlem i miliardem rzeczy... i tak, od jednego kroku do drugiego, wyszło mi niemal nowe mieszkanko :) nooooo.. może tylko salon. Ale jako że to tutaj spędzam 80% doby (tak, doby, bo ostatnio bardzo mało sypiam :P), to jest to dla mnie najważniejsze miejsce w domu.
I postanowiłam spełnić jedno marzenie, tkwiące we mnie od dawien, dawien dawna... mianowicie... cotton balls :) Zakochałam się w nich w Paryżu jakieś 6? lat temu. Były wtedy drogie bardzo i daleko pozostające poza zasięgiem mojego portfela. A w tym roku zobaczyłam je w Paryżu po raz kolejny - tym razem były dużo tańsze już, w miarę realne cenowo, jak na spełnione marzenie :) Ale! Duże! Nie miałam jak ich do domu przywlec, chyba musiałabym nadbagaż mieć. Niepocieszona wróciłam do domu. Dlatego właśnie z radości nie umarłam niemalże, gdy któregoś dnia w tzw "proponowanych stronach" na facebooku zobaczyłam fanpage "Cotton ball lights" :D Polubiłam i od tamtej pory na bieżąco się podkręcałam, aż w końcu mówię - mikołajki za pasem, do mnie też przyjść musi, co nie? :D Nie wytrzymały co prawda aż do 6 grudnia, no i za duże były, by do buta się wpakować ;-) Taka jestem niecierpliwa! Patrzcie, podziwiajcie i kochajcie :D Najtańsze już po 50zł na WWW.COTTONBALLLIGHTS.PL - mój zestaw to ten z 35 kul :) Na zimę są idealne, czy świecą czy nie...
Koniec gadek - oglądajcie zdjęcia :) Moje wnętrze, inspirowane zimą. Tą bielą, szarością, kontrastem z kolorem, gdy się pojawi. Tym spokojem, ciszą i bezkresem czasu i przestrzeni przed oknem...
Wymalowane mrozem szyby..
Nowa tapeta :) niecałe 50zł w Leroy Merlin :D
Me & my new best friend from Olympus Polska :* Prawda, że śliczny? ;)) (totalny lame, wiem, ale co ja mogę... kolor to nadal wyznacznik nr 1 dla mnie ;))) ).
Zimowe ptaki... podkarmiamy, by nie odleciały w niebyt. Dobrze nam idzie.
Przywiezione, o dziwo, z Londynu :))
To delikatne, rozproszone światło ujmuje mnie totalnie...
A tu patrzcie, jaka koincydencja :)
Serwetki od babci mojego męża pod szkłem na ławie i ... dywan :D Niesamowite, co?
Who is who :D
Reniferek od Małych Rzeczy... dziewczyny, jak się okazuje, koleżanki Marty męża, robią mega cuda, o nich więcej będzie w następnych, świątecznych postach :)
Kuchnia
Przedpokój. Widzicie, co stoi na półce? Para chińskich (autentycznie, od męża z Chin przywiezionych :) ) całujących się laleczek, a obok kot Maneki - Neko - zapewnia dobrobyt i chroni przed złym losem :)
Lustro - Pepco 29zł ;)
A tu od Maksia - bez z bibułki w pojemniczkach po bio-jogurcie, przywiezionych z Paryża...
Jeż z Norymbergi :)
W dzień też są cudne...
Misio z Yves Rocher za friko ;)
Renifer, pierwszy symbol świąt u nas - zawsze staje na balkonie 6 grudnia. Mikołaj go nam zostawia, aby pilnował, czy dzieci są grzeczne. Działa. Przynajmniej pierwsze kilka dni ;)
A tu nadal niewykorzystane cuda od Agaty z Bańkujemy - efekt cudnej podmianki blogowej :)) chciałam sobie z nich zrobić taką girlandę a-la Cotton ball lights, ale teraz muszę wymyślić coś innego, żeby z kulkami nie przegiąć.
A nocą cotton balls dodają ciepła i otuchy... na długie, samotne wieczory. Mąż mój od listopada do grudnia niemal mieszka w swoim biurze... dzięki nim mam towarzystwo. Nawet 35 :D
To się pochwaliłam :D Lećcie na www.cottonballlights.pl :) Na zimę idealne!