sobota, 17 sierpnia 2013

Kraków, prawie boskie miasto



     Kocham stare miasta, takie z duszą.. ze starym brukiem, po którym chodzili ludzie przez wieki, który widział wszystko to, czego próbują dociec historycy...  Okna starych kamienic wyglądają zupełnie inaczej niż okna dzisiejszych bloków, mają niemal ludzki wyraz - nie macie takiego wrażenia? Lekko kpiąco, mam wrażenie, patrzą na nas, kolorowy tłum goniący za pamiątkami za kilka złotych, pijany chwilową wolnością od biurek czy szkolnych ławek... 
I bramy - kocham bramy!.. Symbo przejścia - do czego - czy w co? I wszelkie drzwi. Co się za nimi kryje? Albo kryło? Kto przez nie wchodził? Panie z parasolką, studenci z wielkimi księgami, dostawcy ryb, pieczywa, mięsa... I dzieci bawiące się na dziedzińcach... I drobne przestępstwa, cinkciarstwo, a nawet przelewana krew - chwalebnie, za ojczyznę i jak dzisiaj, za pieniądze, nawet drobne... Ech, wszyscy pewnie czujemy to samo, otoczeni świadectwem dawnych dziejów. Wzrusza mnie to niesamowicie, zachwyca, zastanawia, wydaje się absolutnie niesamowite, że to, co widzę, co patrzy na mnie - stało tu, w tym samym miejscu, wyglądając prawie tak samo - kilkaset lat temu!... I patrzyło na coś zupełnie, zupełnie odmiennego...

W Krakowie byłam już kilkakrotnie, zwykle był to przystanek przed Zakopanem. Wielbię góry. Nie jestem ich znawcą ani typowym piechurem, chociaż w liceum i na studiach kilka razy wędrowałam przez szlaki z wielkim plecakiem, umęczona do granic i do granic spełniona i dumna z siebie - że dałam radę. Ale są majestatyczne, wielkie i czuję się przy nich taka tycia!.. Nic nie znacząca - wobec ich wielkości, wieku i - piękna!...
Kraków za to zawsze był dla mnie miejscem i czasem rozrywki, jakoś nie kultury - nie chodziłam nigdy po krakowskich teatrach czy galeriach sztuki (a szkoda, wiem). Typowe turystyczne rozrywki - knajpki, restauracje, imprezy, pamiątki, księgarnie i antykwariaty (kocham książki), najpopularniejsze zabytki. Jakoś tak płytko ten Kraków odbierałam. I tak było i tym razem. Pojechałam w świetnym towarzystwie, z siostrą mojego męża, Mirelką, jej koleżanką Adą, oraz z kuzynką Dawida i Mirelki - Kamilą, więc tak naprawdę nic więcej nam do szczęścia nie było potrzeba - relaks pełną, roześmianą gębą :))) Każda z nas chyba miała to samo, totalny luz, zero mężów, dzieci, pracy, stresu... Supersprawa :) 
Szwędałyśmy się bez żadnego celu po Krakowie, zatrzymując się tam, gdzie akurat miałyśmy ochotę, jedząc, pijąc, smakując to, co się nam akurat zamarzyło... taki cudowny spokój, bez dzieci, bez żadnych obowiązków, bez planu. Była piękna pogoda - chociaż nieco zbyt upalnie nawet, więc można się było tak snuć beztrosko. I poczyniłam parę odkryć kulinarko-nastrojowych :D Pierwsze z nich - absolutnie cudowna Charlotte - chleb i wino. Przysięgam, marzę o takim miejscu u nas..! Cudowny, prosty "niedorobiony" wystrój, harmonijnie połączenie starego i nowego. Przedwojenna kamienica, jej piwnica, rury wystające ze ścian, kable pełzające po wierzuchu, włączniki prądu na kurek.. i proste lustra, lampki, czarne, białe, szare dodatki... i chleb. W najrozmaitszych wydaniach, wyrabiany i wypiekany na miejscu, na naszych oczach (przez przystojnego piekarza zresztą :D). Niesamowite miejsce! I ta CZEKOLADA!... domowa, półpłynna, tak dobra, że można oszaleć :D I jeszcze jedno, co mi się tam podobało - długie, wspólne stoły, taka idea społecznościowa tego miejsca, każdy może przyjść i w towarzystwie zjeść śniadanie czy popołudniową przekąskę. Karta prosta, względnie niedroga, a jedzenie przepyszne, pachnące i pięknie podane. Także szczerze każdemu polecam! 








Od lewej - Mirelka i Ada, ja pośrodku, ofc ;) Pępek świata :P


Nosz zaśliniłam się znowu...! Ada i czekolada!














Niektóre wnętrza są tak zaprojektowane, że wszystkie zrobione w nich zdjęcia wychodzą niesamowicie po prostu. Zazdroszczę.


Tego dnia było tak ciepło, że aż było mi słabo i musiałam kupić sobie nową sukienkę. Nie wyrabiałam w spodniach, a nie chciało nam się już wracać taki kawał do naszego akademika, gdzie nocowałyśmy. Zaiste, przykry obowiązek... :D Tu jeszcze na rynku w spodniach ;)


A tu już w kiecy, mega prosty krój, ale mega mi się podoba :D 


Brama na Wawelu ;)


I kolejna:


Smok Wawelski :D


I balon nad Wisłą :)
Kamila, Mirelka i Ada:



 

A tu inny balon :)


w innej wersji jak kula szkła:



I trochę inna brama. Takie też lubię, bardzo!


I Kazimierz. Muszę przyznać, że praktycznie nie poczułam klimatu byłego żydowskiego getta. Galerie artystyczne, sklepiki z duszą, fajne i bardzo fajne miejsca, by wypić i zjeść, w tym rewelacyjna HAMSA - Israel RestoBar z pysznym, koszernym jedzeniem - wszystko pięknie, fajnie, ale z pozostałości żydowskich wzruszyły mnie jedynie autentyczne opaski na ramię z wyszytą Gwiazdą Dawida, noszone przez żandarmów z getta. Jakoś mało na pierwszy rzut oka widać tę "żydowskość". Znowu płycizna. A poza tym tłumy turystów, morze kolorów i tylko te kalosze, robiące za doniczki zwróciły moją uwagę :D




 Na uwagę zasługuje też bar ALCHEMIA, niesamowicie klimatyczne miejsce, gdzie z pokoju do pokoju przechodzi się przez szafę (miłośnicy Narnii będą zachwyceni!..), gdzie każde krzesło i stół jest z innej bajki, na ścianach wiszą fantastyczne zdjęcia i oryginalne, odnalezione w piwnicy tej kamienicy obrazy Maryjne, a do stołu podają kilka różnych rodzajów cydru :)



Mirel, Ada, Kamila i cydry: jabłkowy wytrawny i półsłodki, oraz gruszkowy. POLECAM!!! To najlepsza część smaków Krakowa :D Cydry, na razie niedostępne w Trójmieście prawie (albo za rzadko chodzę po knajpach), tam dostępne WSZĘDZIE.


Hamsa




 Znalazłam też szyld, pod którym poczułam się jak w domu. Jakbym nad moimi drzwiami mogła coś powiesić, to byłoby to :)))




 I podjadłabym pierożka :D W ten weekend, co odwiedziłyśmy Kraków, odbywał się tam też festiwal pierogów. JAMI!!! Te z przodu, czerwone, nie są wcale sztucznie barwione, a jedynie w cieście znalazły się buraki :D


Taki zwykły dzień w Krakowie. Stare, nowe, szybko, wolno, płynie sobie czas.


Trochę kamienic, a raczej klatek schodowych:






 Rzeźba :)



Lubię to :D



Szewc Dratewka :)




Sukiennice nocą:






Dzień drugi, poranny fryzjer :D

 

Efekt całkiem pretty :D











Sukiennice w dzień :)


I długie nogi :D


Piwnica pod Baranami i to hasło Skrzyneckiego:

"Jesteśmy wysepką w morzu bestialstwa, 
szarzyzny, głupoty, łajdactwa, cynizmu, nietolerancji i przemocy"


"Daleko zajedziemy" - wierzę w to głęboko :)


I na koniec, ostatnie tango w Krakowie, Wit Stwosz, niedobre desery i piękna muzyka na żywo :) Dzięki Bogu za to ostatnie, resztę pomińmy :D


I coś wleciało do środka, duże jak mały ptak, a okazało się gigantyczną ćmą!..


A tu powrót do rzeczywistości - już we wtorek odszyłam pilne zamówienie :D Dla starszej córci i młodszego synusia. 



I tyle z tego Krakowa. Fajnie to sobie było przypomnieć, bo szczerze przyznam,  mam wrażenie, jakby to jakieś lata temu było... Wszystko, co dobre, szybko się kończy; ale najważniejsze, że to najlepsze jest ciągle przed nami :) A nawet tuż obok, gdy patrzę na maluchy moje. Dzięki Bogu. :)

~PaT

14 komentarzy:

  1. Wcześniej ten koncert, teraz wycieczka po samym mieście. Ty to masz fajnie :) Relacja super. Jak mi brakowało spontanicznego, wakacyjnego posta bez leżenia plackiem na plaży, bo my bez wyjazdu w tym roku i już nie mogłam z zazdrości patrzeć na tych co się wylegują ;) No to teraz mam. Zazdroszczę jeszcze bardziej Tobie niż tym, co leżeli;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :D W sumie to sama sobie zazdroszczę, bo bardzo mało brakowało, byśmy nie pojechali - wystarczyło tylko wystraszyć się długiej, drogiej i niewygodnej podróży i zrezygnować. Widać czasem po prostu TRZEBA spiąć tyłek i nie odpuścić. Polecam chociaż krótki wypad na łono natury, choć na dwa dni :) Pod namiot czy coś. Człowiek na maxa ładuje akumulatory :)

      Usuń
    2. Łono natury, to ja mam codziennie kochana. Ja do cywilizacji chyba muszę na chwilę lub dwie ;)

      Usuń
  2. Super ta sukienka :) zdradzisz gdzie kupiona?:)

    OdpowiedzUsuń
  3. och jak to zupełnie inaczej ogląda się miasto, w którym się mieszka opisane przez inne osoby :) Cudna relacja :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, cieszę się, że się podoba też mieszkańcom Krakowa :D

      Usuń
  4. aaaaa cudne zdjęcia i Kraków jak na nich zyskał :)
    sto lat nie byłam w Krakowie i trochę mnie tym postem zachęciłaś, żeby sobie odświeżyć wspomnienia :)
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękne zdjęcia, piękny opis... Jesteś BOSKA!:-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super Kraków, zresztą, to miasto ma po prostu klimat :) Bardzo mi się podoba sukienka i fajnie pospacerowałyście. Zwłaszcza, ze same, samiuteńkie baby :)

    OdpowiedzUsuń