Trzech starszych synków rodziłam naturalnie. O swoich porodach mogłabym napisać grubą książkę, więc w kilku słowach streszczając... lekko nie było, coby pozostać powściągliwą. Właściwie był to, trwający kilkanaście godzin, dramat z elementami czarnego humoru ;) (ciut więcej o moich porodach - tu - SN czy CC). Ale dałam radę. Poród siłami natury miałam zatem oswojony, wiedziałam, czego się po kolei spodziewać. Narastające skurcze, mierzenie odstępów, różne sposoby radzenia sobie z bólem (mój hit - silny strumień prysznica skierowany na krzyż, przy czym gdy nadchodził skurcz z ciepłej wody zmieniałam na lodowatą - przysięgam, że szok spowodowany gwałtowną zmianą temperatury niwelował ból prawie do zera ;) ).
Wiedziałam, że mogę odmówić oksytocyny, lewatywy, cewnikowania, nacinania krocza - czyli tak naprawdę prawie wszystkiego, co czyniło poród naturalny okropnym doświadczeniem. I jako control freak - świetnie czułam się w roli pani sytuacji.
Jakież było moje przerażenie, gdy tym razem miałam rodzić bliźnięta, a z racji pośladkowego ułożenia obu maluszków - miał to być poród przez cesarkę! Panicznie boję się szpitali, a na hasło operacja mam przed oczyma klatki wprost ze slasher horror movies... Toż tu na nic nie mogę mieć wpływu! Muszę oddać się - bezbronna, bo znieczulona i nieruchoma - w obce ręce! W dodatku o niczym nie mam pojęcia!
W te pędy nadrabiałam wiedzę - teoretyczną. Przeczytałam wszystkie fora internetowe, opisy w encyklopediach medycznych i męczyłam wszystkie koleżanki, które miały za sobą CC, by znać dokładnie, krok po kroku, przebieg tego porodu. Obejrzałam dziesiatki odcinków "One born every minute" z cesarkami (porody bliźniąt szczególnie) w tle i dziesiątki przerażających, bo autentycznych, medycznych nagrań porodów na YT. Teorię miałam w małym palcu.
Jednak gdy przyszło mi się zmierzyć z praktyką, przerażenie sięgało zenitu. Do tego stopnia, że gdy umówionego dnia (jedno dobre - wiedziałam, kiedy zabieg ma nastąpić) stawiłam się w szpitalu, nie byłam w stanie podać daty swojego urodzenia. Ba, już na stole, gdy miano mnie znieczulić, wpadłam w taką telepkę z nerwów, że anestezjolog pół żartem, pół serio straszył mnie, że jeśli się nie uspokoję, będzie musiał mi dać głupiego jasia i wówczas przegapię moment narodzin moich maleństw.
A co jak co - musiałam to zobaczyć, choćby odbite w lampie nad stołem… spięłam się wewnętrznie i… poszło.
Już pięć minut później na świecie, z głośnym krzykiem, pojawił się Gucio, a minutę później - Leoś. Miałam chyba niezwykłe szczęście - obu chłopców położono mi na klatce piersiowej i dano mi nacieszyć się upragnionym kontaktem skóra do skóry przez dobre dwie minuty. Uwielbiam ten moment każdego porodu - największa ulga… że już są. Moi, cali, zdrowi, cieplutcy, kwilący cichutko… robiący najpiękniejsze minki na świecie. Mogłam się nimi nacieszyć, ucałować, dotknąć. Płakałam ze szczęścia - tak samo przy tym porodzie, jak przy każdym poprzednim. Bardzo się bałam, że poród przez CC, tak machinalny, odrze mnie z tego przeżycia. Ale najważniejsze zostało - przepiękne, potężne uczucie, gdy to zwykła, matczyna miłość wdziera się ogromną falą i zmiata wszystkie złe emocje - cały strach, stres, wszystkie rozterki - w niebyt.
Mimo tego, że poród przez cesarkę i cały związany z nim stres trwał raptem 30 minut, najchętniej wybiłabym zęby temu, kto twierdzi, że to pójście "na łatwiznę". Że to wygodne wyjście, że mniej boli, że to poród "na życzenie". Kto tak mówi - na pewno nigdy tego nie przeżył.
Wątpię, by ktoś "na życzenie" chciał mieć pocięte macicę i mięśnie brzucha. Czuć paraliżujący lęk przed kichnięciem, a nawet roześmianiem się w głos przez kilkanaście dni po porodzie i przy każdym zakłuciu w okolicach blizny bać się, że szew - któryś ze szwów, bo jest ich wewnątrz wiele - puścił…
Wątpię, by ktoś z rozmysłem skazał się na naukę na nowo wstawania z łóżka - które przez pierwsze kilka dni zajmuje około 15 minut - samo podniesienie się. A potem położenie się - drugie tyle. I tak dziesiąt razy dziennie…
Wątpię nawet, by ktoś chciał być na morfinie przez dwa pierwsze dni - i nie do końca wiedzieć, co się dookoła dzieje. Zasypiałam w pół zdania. Nigdy nie przeżyłam tak okropnego stanu zawieszenia, pt "wszystkomiwisi, róbciezemnącochcecie". Niewiele pamiętam z pierwszych dni, zlewają mi się w jeden. Przegapiłam większość "pierwszych chwil" moich szkrabków i tego bardzo żałuję :(
Wątpię, by ktoś wybrał brak pokarmu co najmniej dobę - dwie dłużej niż po SN. Pokarm sam się nie zrobi - a karmienie dwóch głodomorków z pustych piersi naście razy na dobę nie należało do przyjemności…
Wątpię, by ktoś świadomie zdecydował się na ogromny ubytek krwi, silną anemię, powodującą, że przez kilka tygodni co chwilę robi się słabo i masz wrażenie, że zaraz zemdlejesz. Szczególnie dramatyczne, gdy masz dziecko na rękach…
Wątpię, by ktoś chciał robić sobie zastrzyki przeciwzakrzepowe w brzuch - ja dostałam serię dwudziestu, które miałam aplikować sobie sama przez dwadzieścia dni po wyjściu ze szpitala. Brrr!
Przyznam, że mnie dopadły jeszcze bardzo rzadkie komplikacje, które każą mi widzieć CC w złym świetle. Rekonwalescencja wydłużyła mi się do trzech tygodni i to było coś okropnego, dwa razy dziennie opatrunki, antybiotyk, zakaz noszenia dzieci. Psychicznie mnie to rozbiło totalnie. Nie miałam ochoty nikogo widzieć, żadnych gości, żadnych spacerów z maluszkami, żadnego ubierania ich w śliczne łaszki… Ba, miałam problem z ich przewijaniem, karmieniem, wstawaniem w nocy… Czułam się okropnie z tą niezbornością, bo nie lubię być zależna od innych. A tu byłam - totalnie! Gdyby nie mama i mąż, nie wiem, co by się z nami działo!..
To była czysta loteria, jestem ponoć jednym przypadkiem na kilkaset tysięcy. Dlatego nie warto się tym przejmować, miałam po prostu pecha. Ale przez to wszystko nie miałam na nic siły ani ochoty, a humor za to bardzo kiepski… czułam się oszukana. A miało być tak pięknie!
Mimo wszystko dzisiaj, z perspektywy czasu, nie mogę powiedzieć, że CC to zło. W szpitalu, gdy jechałam, przerażona, przez porodówkę, słyszałam odgłosy kobiet rodzących naturalnie i wszystko mi się przypomniało. Ten długotrwały, okropny ból, bardzo powolnie rosnące rozwarcie, godziny pod prysznicem, krzyki, złość na D. i na cały świat… Nie chciałabym tego przeżyć jeszcze raz, szczególnie gdy miałabym rodzić dwa razy - bo bliźnięta. Tym bardziej, że istniałoby ryzyko komplikacji, niedotlenienia drugiego maluszka, itp… potworny strach o dzieci na pewno by mnie bardzo źle nastawił do tego porodu.
Dzisiaj czuję się doskonale, nic mnie nie boli, blizna jest zaskakująco maleńka (nie wiem, jakim cudem wyjęto tamtędy dwoje maluchów!), równiuteńka, tak ukryta, że nikt nigdy nie zobaczy. Mogę siedzieć spokojnie (a po SN nr 1 miałam z tym problem przez półtora miesiąca, nie ruszałam się bez kółka poporodowego!). Mogę się już śmiać i nawet nie pamiętam, że cokolwiek bolało przy pionizacji. Nawet tego krwiaka - potworniaka już nie pamiętam.
W końcu, co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr, a co nas nie zabije, to nas wzmocni, prawda? Dzisiaj mam najpiękniejszy owoc tego porodu koło siebie i chociaż ostatnio, wieczorami, bardzo działa mi on na nerwy ;) to jednak urodziłabym ich jeszcze z dziesięć razy, obojętnie, czy przez cesarskie cięcie, czy siłami natury.
Jest jedna, najprawdziwsza prawda, którą przy pierwszym porodzie objawiła mi moja położna. Skamlałam jej, że nie już nie chcę, nie dam rady, nie urodzę. A ona na to: skoro wlazło, to i wyjdzie!
I, oczywiście, miała rację ;)
~P.
Ja mialam dwie cesarki. Nie dlatego, ze to latwiejsze ale poprostu balam sie panicznie naturalnego porodu.przy cc dokladnie wiadomo co mnie czeka i ile trwa. Twierdze ze mi sie upieklo bo dzieci byly duze i dlatego cc planowane. U mnie 3pierwsze dni byly ciezkie a potem to juz chodzilam calkiem normalnie.teraz 3 tyg po cc czuje sie swietnie i nawet kicham bez problemu;) ja akurat problemu z karmieniem nie mialam w obu przypadkach,piersi pekaly od nadmiaru mleka(w drugim przypadku odciagalam tylko laktatorem bo maly lezal na neonatologii i byl karmiony sonda) a u sasiadki z sali po naturalnym nie pojawila sie nawet kropelka mleka.
OdpowiedzUsuńJedno jest pewne, zaden porod nie jest latwy, roznica jest taka, ze albo boli dlugo w trakcie i krotko po albo odwrotnie;)
Tak jak u mnie z bliznietami :) Corke rodzilam SN i to byl koszmar w trakcie i po porodzie jak tygodniami nie moglam dojsc do siebie, po cc z bliznietami wiadomo pierwsze dni byly dosc ciezkie ale pozniej juz latalam zapominajac ze mam sie oszczedzac bo dopiero co mialam operacje powazna. Ja juz nigdy nie zdecydowalabym sie na porod sn a z maluchami namawiali mnie ale pamietajac co przeszlamz corka, jakie komplikacje w trakcie byly i ze moglo sie skonczyc bardzo zle swiadomie wybralam cc i nie zaluje
UsuńPo czasie ma się żal do lekarzy. Ja też panicznie się bałam. O nic mnie nie pytali. Czuję, że odbębnili mnie jak kolejny przypadek, który miał pecha i przypałętał się w drugi dzień świąt. Ogólnie wrażenia nieprzyjemne, słaba opieka. Później było już tylko gorzej.
UsuńDokładnie jest tak jak piszesz. Trzeba przemyśleć za i przeciw, bo i SN i CC mają dobre i złe strony. Ja miałam dwa razy CC. Sama nie byłam "chętna" na SN, ale to wskazania medyczne wzięły górę - na szczęście lekarze nie chcieli ryzykować. Pierwsze CC wspominam gorzej, ale to też był pierwszy poród i nie wiedziałam co i jak :) im za pierwszym razem nawet szwy zdjęłam sama. Najgorzej wspominam pierwsze, powiedzmy 36 godzin. Potem bardziej mi się dawał we znaki nawał pokarmu i ból głowy :/. Ale za drugim razem było duuużo lepiej, 36 h na lekach, ale potem już nic. Z nawałem też wiedziałam jak sobie poradzić. I za pierwszym i za drugim razem stawiano mnie na nogi po 8 godzinach - to masakra. I za drugim razem, szwy się babrały - ale to dlatego, że przez tydzień (dwa dni po wyjściu ze szpitala) byłam praktycznie sama z 5 latkiem i noworodkiem w domu - mama i mąż na antybiotyku (chorował u swoich rodziców :)), tata robił zakupy i pomagał przy kapieli.
OdpowiedzUsuńKomplikacje moga się zdarzyć i tu i tu. Koleżanka miała krwiaka strasznego po SN, córeczka kuzyna na skutek niedotlenienia ma porażenie. Ale CC to operacja, trzeba się z tym liczyć.
Wszystkiego dobrego życzę, ciesz się Kochana Okruszkami, póki są malutkie, bo tak szybko rosną...
To sobie właśnie powtarzam :) Wszystko można znieść - dla nich :)
UsuńA jak byś mogła wybrać przy pierwszym lub drugi, naturalnie czy cc?
OdpowiedzUsuńNasz pierwszy prawie nie umarł podczas naturalnego i bardzo zastanawiamy się jk z drugim.
Jakbym miała takie doświadczenia to sama nie wiem, ale zdałabym się na lekarza, o ile macie do niego zaufanie..
UsuńW końcu ktoś napisał prawdę ... i może dzięki temu wpisowi niektóre "mądre" osoby zrozumieją, że źle jest osądzać kogoś zanim się tego nie przeżyło ... Brawo !
OdpowiedzUsuń:*
UsuńJa miałam 1 cesarke.. druga też - boję się, bo wiem co mnie czeka..
OdpowiedzUsuńNapisałaś prawdę.. tak to wygląda! Więc niech mi ktoś powie, że cesarka to nie poród! To dwa razy gorsze..
Poród SN też nie jest łatwy.. ja rodziłam 36h Maksa - to jest masakra :/
UsuńMiałam podobne przeżycia po cc jak Ty droga Autorko. Z tym,że może gojenie rany trwało 5 tyg, do tego trzy antybiotyki, przerwa w karmieniu i kilka innych komplikacji. A w tym samym czasie byłam jeszcze z dzieckiem w szpitalu. Było ciężko w warunkach szpitalnych robić dwa razy dziennie zmianę opatrunku i przemywanie rane,ale to przeżyłam. A dzięki cc uchronilam siebie i swoje dziecko przed komplikacjami.Bo cc była ze wskazań. Mimo tych ciężki chwil po cc- tez byłam ta jedna na tysiąc ;-) to w moim przypadku drugi raz decyzja była by taka sama - cesarskie cięcie. Zawsze trzeba patrzeć na dobro dziecka i mamy.I nie ważne jak urodzimy,zawsze będzie bolało ;-) Najważniejsze, aby wszystko zakończyło się dobrze,bez komplikacji.
OdpowiedzUsuńO rany, masakra :( Ja właśnie się zastanawiałam cały czas, jak to by było jakbym nie miała żadnej pomocy… ech...
UsuńDzielna jesteś <3
UsuńMiałam dwie cesarki. Pierwsza była z powodu posladkowego ułożenia córki. Druga była prawie na życzenie. Prawie, bo zasadniczo powinnam mieć wskazanie do cesarki ze względu na wcześniejszą, jednak nie było to takie oczywiste. Więc sama naciskałam na cc. Dzieci rodziłam w wieku 37 i 42 lat (syn zaraz kończy 3 lata), więc nie byłam dziewuchą z fiu bżdziu w głowie. Obie cesarki zniosłam fantastycznie. Za każdym razem wstawałam powolutku sama po przepisowych 12 godzinach leżenia plackiem. Przy pomocy pani pielęgniarki szłam wolniutko pod prysznic i myłam się. Oczywiście omijając ranę. Za pierwszym razem szew wyciągnięto mi przed wyjściem ze szpitala. Za drugim razem dwa dni po wyjściu. Nie miałam wielu szwów zewnętrznych tylko jedną nić. Nie przyjmowałam żadnych leków przeciwbólowych. Czułam oczywiście dyskomfort i byłam uważna na to jak się ruszam, ale cc jakoś szczególnie nie wyłączało mnie z życia.A! i jeszcze dodam, że nie jestem szczypiorem - nie mam płaściutkiego brzucha i szczególnie gdy siadałam "zamykałam" blizny. Dlatego przy obu porodach często musiałam je "wietrzyć" ;)na leżąco.
OdpowiedzUsuńTyle o moich przeżyciach. Ale wiem od koleżanek i znajomych, jak wyglądały ich cesarki. Co najmniej kilka historii przypomina horror.Zresztą już w szpitalu, za każdym razem spotykałam panie, które miały cc np. dzień wcześniej i gdyby nie fizyczna pomoc pielęgniarek nie byłyby w stanie podnieść się na nogi. A ja sobie zeskakiwałam z łóżka, przy dzieciach robiłam prawie wszystko sama, i syn i córka mieli zaczątki żółtaczki i prawie po dwa dni leżeli pod lampami, to sobie do nich szłam posiedzieć obok, albo rozkładałam się w fotelu i kangurowałam :)
Jaka konkluzja? Wszystko ma charakter indywidualny. Na wrażenia z porodu składają się kompetencje personelu szpitala i całkowicie osobiste cechy - np.wrażliwość na ból. Kiedy przeczytałam o dwóch dniach na morfinie aż achnęłam, ale właściwie jakim prawem? Dlatego, bo ja mnie ból nie dokuczał? Nie mam prawa nikogo oceniać i doradzać, jaki poród ma wybrać (jeśli może).
Pozdrawiam :)
Ps. bycie matką pięciu chłopaków to jest dopiero odlot ;)
Pozdrawiam również :D Grunt to właśnie być wyrozumiałym dla innych, niech każdy sam decyduje o sobie :)
UsuńJa jestem po dwóch cc, drugi poród odbył się niecałe dwa tygodnie temu. Nie stawałam przed wyborem, po prostu tak wyszło. Pierwszy poród odbył się w dość dramatycznych okolicznościach, a do drugiej cesarki miałam szereg wskazań więc lekarz bardzo szybko rozwiał moje nadzieje o naturalnym porodzie. Byłam więc od początku przygotowana na cc. Tak mi się wydawało. Niecałe pięć lat temu doszłam do siebie zaskakująco szybko, rekonwalescencja po drugim cc, to już zupełnie inna bajka... Dziś się już nie zastanawiam co byłoby lepsze. Nie mam irracjonalnych wyrzutów sumienia jakie dręczyły mnie po pierwszym porodzie (docierało do mnie że lekarze ratowali córce życie, a mimo tego miałam jakiś taki ból w środku, wyrzut sumienia, że nie mogłam jej urodzić naturalnie, musiałam mieć znieczulenie ogólne i nic nie pamiętam). Dziś widzę tylko tyle, że mam dwie fantastyczne, zdrowe córki. Nic więcej nie jest ważne :)
OdpowiedzUsuńMasz rację , owoc tego trudu jest najważniejszy. Buziaki dla Was! <3
UsuńJa miałam dwie cesarki. Pierwszą z powodu braku postępu porodu a drugą po 3,5 roku z powodu dosyć dużego dziecka i pan dr doradził CC. Pierwszą cc pamietam b.dokładnie krok po kroku,wszystko a to dlatego że po 8h na porodowce z mega skurczami i zerowym rozwarciem decyzja o zrobieniu cięcia była dla mnie wybawieniem,wtedy miałam wrażenie że mogą mi nawet rękę obciąć przy okazji byle tylko wyjeli mi już Leona z brzucha;) Za drugim razem miałam wyznaczony dzień ależ to był stres!!! Za drugim razem niewiele pamiętam, dostalam dożylnie jakieś fajowe specyfiki, które przeniosły mnie prawie do matrixa ;) kafelki na ścianie sali operacyjnej ruszały mi się w oczach i mieniły jak w kalejdoskopie. Na drugi dzień po drugim CC czulam się gorzej niż po pierwszym CC. Uruchomienie było tragiczne! Ale dalam radę, sądziłam że nie dojdę długo do formy ale mylilam się, w piąty dzień po drugim CC bawilam się już w domu z moim starszym siedząc okrakiem na dywanie, jeździłam sama autem i zaskakująco szybko czulam się ok. Powiem tylko tyle jesteś szczesciarą że po wyjęciu dzieci z brzucha położyli Ci je na piersi. Ja obie CC miałam w szpitalu w Redłowie a tam niestety tego nie praktykują.
OdpowiedzUsuńWiem właśnie, nastawiałam się, że przyłożą mi je do policzka, jak widziałam na filmach. A tu proszę, jaka cudowna niespodzianka :))
UsuńPozdrowienia!
Hm...mam za sobą kilka zabiegów , w tym poważną operację na kręgosłup.. i wycięcie wyrostka robaczkowego (miałam ostre zapalenie) - te ostre zapalenie doszło niestety do jajnika , więc miałam cięcie jak podczas cc . Wiem dobrze jak to jest , gdy człowiek nie da rady się poruszać.. Wątpię , żeby dawali Ci morfinę..może bardziej Ketonal , co jest równie dobrze przeciwbólowym i niestety uzależniającym środkiem.. Niestety ostatnio miałam okazję być w szpitalu ,dziewczyna przede mną miała wycinany wyrostek i już tego samego dnia wieczorem chodziła ! A ja leżałam z dwa dni..ale fakt , że u mnie sytuacja była inna..dren , cewnik.. Dobrze , że to już za mną..a poród mam nadzieję , że będę miała naturalny , bo operacji mam dość..
OdpowiedzUsuńWiem, co dostawałam przecież :D Morfinę, ketonal i paracetamol na zmianę ;) Nie prosiłam o to, sami przychodzili i zmieniali kroplówki.
UsuńOperacje są okropne. A mogę gratulować? :D Jesteś w ciąży? :))
Ja doświadczyłam obu porodów . Pierwsza cesarka, było dość dramatycznie, miałam bardzo gwałtowne skoki ciśnienia, wszystko działo się bardzo szybko, niestety w znieczuleniu ogólnym. Było duże zagrożenie życia dziecka i moje. Dla mnie to był koszmar. Pamiętam tylko mój strach. Córkę zobaczyłam 12h po porodzie, pierwszy raz wstałam z łóżka po trzech dobach, ciśnienie nie wracało do normy więc dostawałam jakieś leki przy których ciągle spałam, to było dla mnie coś strasznego. Efektem tego była niestety depresja. Drugi poród SN jak dla mnie był o wiele lepszy, przede wszystkim wszystko odbywało się spokojnie, mąż był przy mnie, po porodzie dostałam od razu dziecko, to było dla mnie naprawdę piękne przeżycie. Choć też nie obyło się bez komplikacji, założenie kilkunastu szwów i zakaz siadania przez kilka tygodni. Jak dla mnie lepszy był poród SN, ale to sprawa bardzo indywidualna, każda kobieta odczuwa to inaczej :) gratuluje ślicznych dzieciaczków ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Właśnie to chwilowe "wyłączenie" ze sprawności, opieki nad dziećmi.. ja źle to zniosłam, bardzo źle.. :(
Usuńja zastrzyki przeciwzakrzepowe musiałam robić rodząc naturalnie...i to dwa razy. 12 tygodni nakłuwania się zastrzykami.
OdpowiedzUsuńNiestety, nie będe kłamać, są osoby, które świadomie decydują się na cesarskie cięcie(mimo, że ciąża przebiega bez zarzutu). Łatwiej im przyjść, znieczulic się, urodzić, zostac zaszytym. Serio, tak to widzą, że nie musza cierpieć w męczarniach i bólach porodowych.
A czemu musiałaś mieć zastrzyki po SN?
UsuńJak leżałam pół roku temu na sali poporodowej, leżała ze mną dziewczyna po cesarce. Widząc mnie dzień po porodzie siedzącą po turecku na łóżku, mówiła jak bardzo mi zazdrości. Dwa razy rodziłam naturalnie, bez nacięcia, żadnych dmuchanych kołek nie potrzebowałam Trzeci poród też wybrałabym sn, ale gdyby to były bliźniaki... Tak jak piszesz, jest ryzyko niedotlenienia drugiego, może się też obrócić, jak zostanie sam, plus po wypchnięciu jednego dziecka, to ja juz nie miałam nigdy siły na kolejne, więc - pewnie bardzo bym się zastanawiała, nawet gdyby ułożone były prawidłowo.
OdpowiedzUsuńTe same miałam myśli ;) Pozdrawiam!
UsuńNie ważne JAK, KTÓRĘDY, Z CZY, GDZIE i NA CZYM, lecz ważny EFEKT!! I pięknie wyszedł Ci ten opis :) 5 zdrowego chłopa to wyczyn!! Szacun, szapoba :D
OdpowiedzUsuń<3 Dziękuję :D
UsuńUrodziłam 3 miesiące temu naturalnie i chyba nie było tak źle, poza koszmarnym bólem po nacięciu. Mimo to, ciągle mam mieszane uczucia i nie wiem na co zdecydowałabym się przy ewentualnym drugim porodem.
OdpowiedzUsuńdwa razy miałam cesarkę, dwa razy i tak marzyłam za drugim móc urodzić naturalnie, bo wiem z czym się ten ból po operacji wiąże, i nic z tego. Trzecia córa przyszła na swiat z wagą 4130kg dobrze że było cc. pozdrawiam z bloga Mama pasji oddana :)
OdpowiedzUsuńTemat dość stary, ale mam nadzieję, że odpiszesz :) Miesiąc temu dowiedziałam się, że zostanę mamą bliźniaków i właśnie szukam informacji, gdzie najlepiej w Trójmieście rodzić? Czy możesz polecić szpital, i np ginekologa, który w nim pracuje, a też ma np prywatną praktykę (żeby był na sali ktoś kogo znam i ufam)?
OdpowiedzUsuń