Pewnie spora część tych z Was, którzy czytali moje zeszłoroczne, mega entuzjastyczne wpisy z upojnego wyjazdu do "Hameryki" (
tu:) była zdziwiona, widząc w tym roku tylko Martę w Nowym Jorku. Ba! Sama byłam zdziwiona i zaskoczona swoją decyzją ;) Opcja tak tanich biletów, świetne towarzystwo (sami najlepsi przyjaciele), i w końcu - Nowy Jork była przecież nie do odpuszczenia... gdyby nie jedna, niefortunna okoliczność: wyjazd wypadał idealnie w trakcie zimowych ferii moich starszaków. A obiecaliśmy dzieciom już dawno, że zabieramy je na ferie do Egiptu... A przecież słowa danego dzieciom nie można złamać!
Na początku lutego wyruszyliśmy zatem do Afryki, skąd przywieźliśmy mnóstwo wrażeń... i jeszcze więcej zdjęć :D Na pewno nie skończy się na jednym wpisie! Dzisiaj pokażę Wam, dlaczego Egipt nazywany jest turystycznym rajem, a właściwie, czemu jest rajem dla mnie. Ale już w następnej relacji pokażę Wam mniej kolorowy obraz tego kraju nad Nilem.. bo gorzkich stron ma więcej niż tych słodkich. Ale dzisiaj - tylko jasna strona księżyca!