Jakiś czas temu przeszła przez blogosferę istna burza pt. dzieciaki w restauracji. Nie chcę odsmażać nieświeżych kotletów, ale tak się składa, że mam swoje zdanie na ten temat i dzisiaj jak nigdy jest ono bardzo na czasie. A czemu? Ponieważ mój ulubiony (kto czyta bloga ten wie dlaczego ;) ) portal dla mam BABYBOOM.PL oraz znana Wam wszystkim firma STOKKE® zorganizowały świetny PLEBISCYT NA RESTAURACJE PRZYJAZNE DZIECIOM, w którym do wygrania są fantastyczne nagrody!
Poczytaj dalej, a zobaczysz, jak bardzo sprawa może dotyczyć Ciebie :)
Jako multimama, a przy tym osoba aktywna i nielubiąca siedzenia w domu, często zabieram rodzinkę do różnych restauracji. OK, przyznaję - czasem robię to ze zwykłego lenistwa, gdy nie chce mi się gotować, albo gdy nagle każdy ma ochotę na coś innego ;)
Co więcej! Pochodzę z rodziny, w której z obu stron mamy gastronomiczne doświadczenia. Zarówno rodzina męża jak i w moja prowadzą własne restauracje - byłoby głupotą, gdybyśmy omijali je szerokim łukiem, tylko dlatego, że komuś mogłoby się to nie podobać, prawda? Mimo tego, zrozumiałabym zniesmaczenie pozostałych gości, gdyby nagle w moje pociechy zmieniły się w potwory i zaczęły robić totalną porutę w czasie, gdy tamci chcieliby spokojnie zjeść posiłek, albo celebrować ważne dla nich wydarzenie, jak rocznica czy po prostu randka… Na szczęście, mogę spać, a raczej jeść spokojnie - nam to nie grozi. Przez lata wyrobiłam w nas wszystkich bowiem pewne mechanizmy, które sprawiają, że wyjście do knajpki nie jest niczym niepokojącym - ani dla nas, ani dla otoczenia.
Nie jestem typem mamy, która pozwala dzieciom na wszystko, tylko dlatego, że są dziećmi i mają prawo zachowywać się jak dzieci (w rozumieniu - bawić się w każdej sytuacji) w każdym miejscu i czasie. Jest czas i miejsce na zabawę, tak jak i czas na zadumę albo po prostu spokojną rozmowę. Wedle powiedzenia: "jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one". Dlatego jeśli idę z dziećmi do muzeum, oczekuję odpowiedniego zachowania, a nie biegania, gonienia się i przewracania eksponatów, tak samo w restauracji - spodziewam się, że celem naszego wspólnego wyjścia jest rozmowa i obopólne sobą zainteresowanie. Przede wszystkim - uwaga, którą wreszcie możemy skupić na sobie nawzajem, bez przeszkadzajek typu telewizor, komórka, tablet… i uwierzcie, zwykle to wystarcza. Traktowanie dziecka jako równego sobie przy stole wpływa na dzieci doskonale. Możemy w tym czasie rozmawiać, śmiać się, a także uczyć się samodzielnego jedzenia, a z wiekiem, krojenia, nakładania na talerz itp. Gdy dziecko dostrzeże, że traktujemy je poważnie, jako godnego rozmówcę i towarzysza wspólnego posiłku, naprawdę zachowuje się inaczej. Można zatem powiedzieć, że "clue" jest w szacunku do drugiego człowieka - choćby ten był malutki i miał pół roku.
Kolejna rzecz: gdy dziecko znudzi się wspólnym posiłkiem - albo zupełnie nie ma na niego w tym momencie ochoty - może się bawić do woli. Nie zmuszam, nie futruję na siłę, bo po co walczyć? Psuć nastrój sobie, odbierać apetyt sobie i innym? Moje starania nie sprawią, że nagle maluch zacznie być głodny, prędzej spodziewam się, że zupa zostanie rozlana, ja dostanę szału i wyjdzie ze mnie wszystko, co najgorsze, maluch dostanie traumy na całe życie ( ;))) ), a pozostali goście, zniesmaczeni, wyjdą. Bez sensu. Lepiej wziąć jedzenie na wynos i podać w odpowiednim momencie. Świat się nie zawali od jednej niezjedzonej zupy. Nie to nie :)
Ostatnia, ważna, tylko nieco "śmierdząca" sprawa :D ZAWSZE, idąc do restauracji z dziećmi, po prostu WIEM, że przynajmniej jeden będzie musiał, absolutnie MUSIAŁ iść do toalety na przysłowiową "dwójkę". A z reguły, umówmy się, korzysta z przywileju skorzystania z publicznej (bleeee) toalety cała moja trójka. Jakiś gen zwierzęcy jeszcze, zaznaczamy teren, podejrzewam, albo czysta złośliwość w niezbyt uroczym wydaniu ;) Cokolwiek, ale po prostu MUST. Zaczęło się od robienia w pampersa, a dzisiaj ma formę samodzielnego wyjścia do toalety, po którym to musisz, matko, ogarnąć teren. Po prostu standard, coś, z czym musisz żyć, chociaż najchętniej uciekałabyś w popłochu i unikała tematu. Sorry, masz dziecko, a dziecko ma swoje potrzeby. I nie ma, że udajemy, że to-nie-ode-mnie-ani-od-mojego-dziecka, moje-dziecko-jest-wychowane-nie-robi-tego-przy-stole. Owszem, robi. I unikanie tematu, zwlekanie z przebraniem pampucha, postanowienie, zrobię to jak dojedziemy do domu - naprawdę PSUJE ATMOSFERĘ. Dosłownie! Błagam cię, mamo, tato - nie rób tego nam wszystkim. Reaguj natychmiast ;) Nie pozwól, by maluch zasmrodził pół restauracji, albo starszak wydarł się na cały głos: "MAMO, ALE JA MUSZĘ KUPĘ!".. nikomu od tego apetyt nie wzrośnie…
Także, tego - idąc z maluchem, upewnijmy się, że wybieramy miejsce z dostępnym przewijakiem. Po prostu. Jeden telefon przed i mamy spokój duszy :) A potem tylko trochę odwagi i odpowiednio szybka reakcja ;)
Czemu ta akcja jest wyjątkowa?
Po pierwsze: stworzymy mapę przyjaznych rodzinie miejsc, gdzie każdy z nas poczuje się swobodnie.
Po drugie: zarówno biorący udział w akcji rodzice, jak i zarekomendowane restauracje mogą wygrać boskie nagrody od STOKKE!
DLA RESTAURACJI - 3x Wyjątkowe krzesełko STOKKE Tripp Trapp® Neutral z zestawem Baby Set Neutral i Soft Stripes
Co zrobić, by wziąć udział w konkursie?
Należy wypełnić formularz dostępny TUTAJ: PLEBISCYT
Czas trwania akcji: 23 listopada - 3 grudnia 2015r.
Ogłoszenie wyników: 6 grudnia
POWODZENIA!
STWÓRZMY RAZEM MAPĘ MIEJSC PRZYJAZNYCH RODZINIE!
Popieram w 100%
OdpowiedzUsuń:)
UsuńMadry tekst.Ale znowu reklama????Blagam....
OdpowiedzUsuńOj wybacz nam ten jeden jedyny raz ;)
UsuńA czy są gdzieś restauracje przyjazne dorosłym, którzy nie mają ochoty na przebywaniu w towarzystwie biegających, bawiących się ( zwykle głośno) i kapryszących dzieci. W tym nie ma nic złego. Powinno byś dużo takich miejsc gdzie dzieci mogą wyszumieć się do woli ale i takie gdzie dorośli mogą posiedzieć, porozmawiać w ciszy bez słuchania rozkapryszonych dzieci i patrzenia na rodziców którzy często sobie nie dają rady z rozpuszczonymi dziećmi, które mają w w nosie uwagi i napomnienia rodziców.
OdpowiedzUsuńMartyna
Ależ Pani Martyna kaprysi :P
UsuńCo innego jest zjeść np. szybki obiad na wakacjach, w lokalu pełnym bawiących się dzieci a co innego np jakaś uroczysta kolacja.
UsuńJeżeli ktoś ma ochotę pójść na elegancki, "wyszukany" obiad i wydać na to odpowiednio wysoką cenę.
Ponadto wolałby się wpatrywać w oczy ukochanej a nie w zmieniające obok pieluch mamuśki to ma też do tego prawo. Nic by się nie stało i nie znaczyłoby absolutnie dyskryminacji rodziców z dziećmi gdyby na całą warszawę było kilka lokali babyfree.
Powinny oczywiście być też takie lokale gdzie udogodnień dla maluchów mogłoby być więcej niż w przeciętnej knajpie.
Może być też taka sytuacja gdy młoda mamusie wyrwała się z mężem na jeden wieczór "tylko we dwoje"
mając nadzieję, że odpocznie trochę od dziecięcych wrzasków ( wszystko jedno sowich dzieci czy cudzych) to takie miejsce byłoby dla niej idealne.
Martyna
Restauracje przyjazne dzieciom powinny być wszystkie! W końcu jestesmy obywatelstwem dzieciowym!
OdpowiedzUsuńTeż jestem tego zdania - ale dużo zależy od nas, rodziców :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajna akcja...szkoda ze mieszkam w małym miasteczku Słupsk, byłam kilka razy w Wawie ze swym berbeciem i na pewno taka mapa mi sie przyda. U nas niestety jest z tym problem...moglabym wymienic ma palcach jednej reki restauracje przyjazne dla rodzin...chociaz jest promyk nadzieji dla Nas bo kącik dzieciecy staje sie coraz bardziej modny! Powodzenia :)
OdpowiedzUsuń