Na blogu w sierpniu wieje zimą, po prostu wakacjoza nas dopadła i nie chce odpuścić. W sumie każdy zdrowy na umyśle się z nami zgodzi, że skoro okazji do wakacjowania mam sporo, to wykorzystuję je w pełni i to, że nie siedzę pod gruszą z lapkiem w rękach - można mi zaliczyć na plus. Tak to się usprawiedliwiam - dobrze robię? A z drugiej strony - blog jak czwarte dziecko, wymaga uwagi i dużo pracy, by kwitł, zdrowo rósł i się rozwijał. Dlatego prosto z ultra wakacyjnego wypadu siadam do Was, by troszkę Was porozpieszczać :) Choć zmęczona totalnie po kilku nieprzespanych nocach :)
Oglądaliście "Zmierzch"? Matko, ja tak i trochę się tego wstydzę ;) Wszystkie części! A nienawidzę wapirycznych wątków - czy to w literaturze, czy w filmach, po porstu mierzi mnie to strasznie, po prostu nie lubię i już. Jednak obejrzałam - i spróbowałam czytać książkę. Nie będę tutaj recenzować, bo wszystko chyba już zostało o tym napisane i powiedziane, podsumuję tylko: uważam, że bardzo źle napisana książka i bardzo źle zagrany film. I tylko jeden, jedyny plus znalazłam - i nie, nie ten, o jakim teraz myślicie :D Nie Pattinson :D Mianowicie - MUZYKA. Soundtrack był w każdej części bardzo dobry, oczywiście moim skromnym zdaniem. I dzięki tej sadze wampirzej, oglądanej tak, byle wiedzieć, o co cały ten szał - odkryłam Florence. I za to będę do końca życia wdzięczna! To było jak objawienie. Usłyszałam kawałek "Heavy in your arms", poszukałam w necie, co to jest, zaczęłam słuchać tej piosenki. A potem kolejnej, i następnej... Zaraz miałam płytę, potem drugą, i przy każdej piosence tak się wzruszałam, jak już bardzo dawno - nie. Niesamowicie mądre słowa, miliardy skojarzeń z różnymi sytuacjami z mojego życia. Chyba każdy zna to uczucie, prawda? Jakby ktoś zupełnie obcy, ktoś, kogo nie znasz, ktoś, kto lata wcześniej coś nagrał, parę dźwięków, parę słów - znał Cię lepiej niż ktokolwiek inny!.. Znienacka okazuje się, że to, co przeżyłeś, jest uniwersalne i zostało opowiedziane na wiele sposobów. Niesamowite..! Posłuchajcie tej piosenki:
Ta, i kilka innych, np. "Shake it out", "You've got the love", "All this and heaven too", "Spectrum" - stały się częścią mnie. Te słowa:
lub:
Dlatego, gdy tylko dowiedziałam się, że Florence zagra jedyny koncert w Europie w tym roku - w naszym Krakowie, podczas Coke Live Music Festival - zapragnęłam tam pojechać i usłyszeć ją na żywo. I nawet prawie 800 kilometrów nie mogło mnie powstrzymać, tym bardziej, że z Gdańska jeździ Polski Bus :) (który, zresztą, ostatnio bardzo polubiłam, bo na trasie z Gdańska do Warszawy dostałam kawę (x2!), ciastko, lody i bułkę :D) Idealnie się złożyło, bo i siostra męża ze swoją koleżanką i kuzynką także chciały jechać, a w cztery osoby - to już fajny babski wypad się z wyjazdu na koncert zrobił. Jeszcze się okazało, że większość typowo weekendowych połączeń z Krakowem w tym okresie zostało już wyprzedanych, więc musiałyśmy zostać cały dzień dłużej, aż do 23:30 w poniedziałek :)
Żeby nie było, moje dzieci zostały w tym czasie z babcią i dziadkiem tutaj, w Borucinie, a ja muszę przyznać, że miałam już troche dość bycia mamą 24h bez wytchnienia. Ciągłe krzyki, kłótnie, non stop "mama, siku!", "mama, piciu!"... Potrzebowałam pilnie resetu, bo już nerwowa byłam, że strach, a poziom cierpliwości (którą na codzień nie grzeszę), zmalała poniżej wartości zerowych. Dlatego też wyjazd ten jawił mi się jako gwiazdka z nieba :)
Sam przejazd - wszystko fajnie, oprócz tego, że okazało się, że na krótkich trasach (Gdańsk - Warszawa np) jest fantastyczna obsługa, a na trasach długich (10,5h Gdańsk - Kraków) - obsługi nie ma wcale, czyli zapomnij o lodach, bułce, ciasteczkach i kawie. Sami przyznacie, że to dziwne, tyle godzin bez kawy... Do tego, toaleta w okolicach Łodzi się zapchała, a tuż za Łodzią - zabrakło płynu w chłodnicy, stawaliśmy co chwilę, to na siku, to na dolanie płynu... Suma summarum - dwugodzinna obsuwa, dojechałyśmy do Krakowa w sobotę o 18 i praktycznie prosto z drogi pojechałyśmy na koncert, zatrzymawszy się na chwilę w akademiku na Bydgoskiej, na przebranie i zostawienie bagaży. I DOTARŁYŚMY!
Parę fot, od razu przepraszam, że słabej jakości, ale z komórki, nie można było wnieść lepszego aparatu na teren koncertu, a szkoda :/
Teraz jeszcze kilka słów o samym CLMF, czyli Coke Live Music Festivalu. Niby ogarnia to ten sam organizator, co Heineken Open'er Festival, a jednak - duuuuuuże braki, duży minus, pierwszy raz tam pojechałam, i o ile nie będzie gwiazdy tak ważnej dla mnie, jak Florence - to więcej nie pojadę. Cena biletu niewiele niższa, a dużo mniej koncertów, imprez towarzyszących (na Heńku np pokazy mody młodych projektantów itp), masakryczna obsługa - kolejki do wszystkiego, nie dało się wejść na Silent Disco, kolejka - niemal 40min stania, tylko kilka stanowisk, gdzie można było kupić Colę, wodę itp - przez co kolejki do napojów - na 20min stania i przepychania w tłumie. To samo z jedzeniem, mało miejsca, masa ludzi... DRAMAT. A piwo!? Tylko do kupienia w małych wyznaczonych sektorach, ochrona nie wypuszczała poza bramki z napojami, i niby dobrze, ale te sektory były tak małe, że po prostu był tam TŁUM, nie było gdzie usiąść, a nawet stanąć spokojnie, wszyskto się rozlewało wśród przepychanek... nie, no zdecydowanie organizacyjnie ten festival leży! Jedyny plus, że przez ograniczony dostęp do napojów praktycznie nie było kolejek do tojtojów, bo nikomu nie chciało się sikać :P Ale bez kitu, na kilka godzin imprezy i śpiewania z wykonawcami to by się człowiek czegoś spokojnie napił, choćby coli samej...
No i wreszcie - sam koncert Florence... bo o innych tego dnia nie umiem nic napisać, nic nie zapamiętałam, bo ONA starła wszystkich i wszystko w proch. Przede wszystkim - morze ludzi, nie widziałam tego na innych koncertach, widać było, dlaczego wyprzedały się wszystkie bilety na ten dzień CLMF... dla niej przyjechaliśmy tam, nie tylko z końca Polski, ale zewsząd. Francuzi, Hiszpanie, Anglicy, Rosjanie, Niemcy... Pełno flag z różnych stron świata.
Gdy wyszła na scenę i zaczęła śpiewać - najpierw tłum ryczał, a potem wszyscy stali w zachwycie i bezruchu. Nie trzeba wielu słów, by to opisać, to trzeba zrozumieć, poczuć. Niesamowite, że tak młoda osoba - Flo ma teraz 26 lat raptem, choć wygląda na dużo starszą - potrafiła przemówić do takiego tłumu i tak nim zawładnąć! Przysięgam - ja ryczałam, moje koleżanki ryczały, dookoła mnie - widziałam pełno ludzi, którzy płakali ze wzruszenia, a jednocześnie śpiewali, razem z Nią. Totalna królowa - totalna. A najlepsze jest to, że ona nie była zdystansowana, nie była poza zasięgiem, wyszła do ludzi, w tłum, kilkakrotnie, aż ochroniarze musieli ją odganiać :) W ogóle bardzo dużo dziewczyn na tym festiwalu miało wianki z kwiatów na głowach, jakaś festiwalowa moda, i rzucały te wianki Florence, a ona je odbierała :) I śpiewała potem w tym wianku na głowie, część włożyła na głowy swojej ekipie na scenie... Było to bardzo, bardzo wzruszające, bo widać było, że Ona sama wzruszona była niesamowicie wrażeniem, jaki zrobiła na nas.
Myślę, że się nie spodziewała takiego odbioru, takich tłumów, takiego zachwytu i była bardzo wdzięczna. To było widać w każdym geście. Posłuchajcie, co mówiła :) Mój film, komórkę mam nienajnowszą i dużo szumów, ale można zrozumieć, co mówi.
Rytualny obrzęd zdjęcia opasek dzień po koncercie :D
A propos!!! Widziałyśmy masę ludzi tam, którzy mieli na sobie, obok opasek z CLMF - opaski (oczywiście czterodniowe) z Open'era. Ten festiwal był, przypominam, na początku lipca! Nie wiem, jestem już za stara (:P), pewnie nie rozumiem tej festiwalowej mody czy obrządku, ale noszenie miesiąc opasek z festiwalu - jakikolwiek zaje..sty by on nie był - uważam za totalny, jak to się chyba mówi dziś, LAME. Pozerstwo czy jak to nazwać... po co? Poza tym to niehigieniczne, to aluminium, którym zaciska się opaskę, w kąpieli codziennie przez ponad miesiąc... bleh. No ale pewnie nie ogarniam.
I doborowa czwórka :D Najlepsze laski w Krakowie :D
I na koniec trochę słodyczy :) Pyszne jabłko w cukrze od owocewczekoladzie.pl
And I've been a fool and I've been blind
I can never leave the past behind
I can see no way, I can see no way
I'm always dragging that horse around (...)
Cause I am done with my graceless heart
So tonight I'm gonna cut it out and then restart
Cause I like to keep my issues drawn
It's always darkest before the dawn (...)
And it's hard to dance with a devil on your back
So shake him off, oh woah (...)
lub:
When we first came here,
We were cold and we were clear,
With no colors on our skin,
We were light and paper-thin.
And when we first came here,
We were cold and we were clear,
With no colors on our skin,
Til you let the spectrum in.
Say my name,
And every color illuminates,
We are shining,
And we’ll never be afraid again!
We were cold and we were clear,
With no colors on our skin,
We were light and paper-thin.
And when we first came here,
We were cold and we were clear,
With no colors on our skin,
Til you let the spectrum in.
Say my name,
And every color illuminates,
We are shining,
And we’ll never be afraid again!
(...)
Żeby nie było, moje dzieci zostały w tym czasie z babcią i dziadkiem tutaj, w Borucinie, a ja muszę przyznać, że miałam już troche dość bycia mamą 24h bez wytchnienia. Ciągłe krzyki, kłótnie, non stop "mama, siku!", "mama, piciu!"... Potrzebowałam pilnie resetu, bo już nerwowa byłam, że strach, a poziom cierpliwości (którą na codzień nie grzeszę), zmalała poniżej wartości zerowych. Dlatego też wyjazd ten jawił mi się jako gwiazdka z nieba :)
Sam przejazd - wszystko fajnie, oprócz tego, że okazało się, że na krótkich trasach (Gdańsk - Warszawa np) jest fantastyczna obsługa, a na trasach długich (10,5h Gdańsk - Kraków) - obsługi nie ma wcale, czyli zapomnij o lodach, bułce, ciasteczkach i kawie. Sami przyznacie, że to dziwne, tyle godzin bez kawy... Do tego, toaleta w okolicach Łodzi się zapchała, a tuż za Łodzią - zabrakło płynu w chłodnicy, stawaliśmy co chwilę, to na siku, to na dolanie płynu... Suma summarum - dwugodzinna obsuwa, dojechałyśmy do Krakowa w sobotę o 18 i praktycznie prosto z drogi pojechałyśmy na koncert, zatrzymawszy się na chwilę w akademiku na Bydgoskiej, na przebranie i zostawienie bagaży. I DOTARŁYŚMY!
Parę fot, od razu przepraszam, że słabej jakości, ale z komórki, nie można było wnieść lepszego aparatu na teren koncertu, a szkoda :/
W dobrym towarzystwie czas najlepiej płynie!
Teraz jeszcze kilka słów o samym CLMF, czyli Coke Live Music Festivalu. Niby ogarnia to ten sam organizator, co Heineken Open'er Festival, a jednak - duuuuuuże braki, duży minus, pierwszy raz tam pojechałam, i o ile nie będzie gwiazdy tak ważnej dla mnie, jak Florence - to więcej nie pojadę. Cena biletu niewiele niższa, a dużo mniej koncertów, imprez towarzyszących (na Heńku np pokazy mody młodych projektantów itp), masakryczna obsługa - kolejki do wszystkiego, nie dało się wejść na Silent Disco, kolejka - niemal 40min stania, tylko kilka stanowisk, gdzie można było kupić Colę, wodę itp - przez co kolejki do napojów - na 20min stania i przepychania w tłumie. To samo z jedzeniem, mało miejsca, masa ludzi... DRAMAT. A piwo!? Tylko do kupienia w małych wyznaczonych sektorach, ochrona nie wypuszczała poza bramki z napojami, i niby dobrze, ale te sektory były tak małe, że po prostu był tam TŁUM, nie było gdzie usiąść, a nawet stanąć spokojnie, wszyskto się rozlewało wśród przepychanek... nie, no zdecydowanie organizacyjnie ten festival leży! Jedyny plus, że przez ograniczony dostęp do napojów praktycznie nie było kolejek do tojtojów, bo nikomu nie chciało się sikać :P Ale bez kitu, na kilka godzin imprezy i śpiewania z wykonawcami to by się człowiek czegoś spokojnie napił, choćby coli samej...
No i wreszcie - sam koncert Florence... bo o innych tego dnia nie umiem nic napisać, nic nie zapamiętałam, bo ONA starła wszystkich i wszystko w proch. Przede wszystkim - morze ludzi, nie widziałam tego na innych koncertach, widać było, dlaczego wyprzedały się wszystkie bilety na ten dzień CLMF... dla niej przyjechaliśmy tam, nie tylko z końca Polski, ale zewsząd. Francuzi, Hiszpanie, Anglicy, Rosjanie, Niemcy... Pełno flag z różnych stron świata.
Gdy wyszła na scenę i zaczęła śpiewać - najpierw tłum ryczał, a potem wszyscy stali w zachwycie i bezruchu. Nie trzeba wielu słów, by to opisać, to trzeba zrozumieć, poczuć. Niesamowite, że tak młoda osoba - Flo ma teraz 26 lat raptem, choć wygląda na dużo starszą - potrafiła przemówić do takiego tłumu i tak nim zawładnąć! Przysięgam - ja ryczałam, moje koleżanki ryczały, dookoła mnie - widziałam pełno ludzi, którzy płakali ze wzruszenia, a jednocześnie śpiewali, razem z Nią. Totalna królowa - totalna. A najlepsze jest to, że ona nie była zdystansowana, nie była poza zasięgiem, wyszła do ludzi, w tłum, kilkakrotnie, aż ochroniarze musieli ją odganiać :) W ogóle bardzo dużo dziewczyn na tym festiwalu miało wianki z kwiatów na głowach, jakaś festiwalowa moda, i rzucały te wianki Florence, a ona je odbierała :) I śpiewała potem w tym wianku na głowie, część włożyła na głowy swojej ekipie na scenie... Było to bardzo, bardzo wzruszające, bo widać było, że Ona sama wzruszona była niesamowicie wrażeniem, jaki zrobiła na nas.
Zaśpiewała większość piosenek z płyty "Ceremonials", ale nie tylko, oczywiście. Co prawda zabrakło mojej "Heavy in your arms" i "Never let me go", ale i tak jestem usatysfakcjonowana :) Wspólnie śpiewaliśmy też "You've got the love", kolejną moją ukochaną piosenkę :) Możecie posłuchać :D Przepraszam z góry za mój wokal :D
Jej koncert trwał ponad półtorej godziny, czyli pół godziny więcej, niż trwają zwykle koncerty festiwalowe. Nie bylo bisów, niestety, ale myślę, że to dlatego, że na 1 w nocy zaplanowano spóźniony koncert Wu Tang Clanu, skądinąd bardzo, bardzo zajefajny :) Przypomniał mi szalone czasy podstawówki i liceum, wtedy bardzo dużo rapu słuchałam i chodziłam na hiphopowe koncerty i imprezy :D Bosko było wtedy!.. Zresztą do dziś lubię, bardzo bardzo bardzo :) Z moim mężem często słuchamy, to coś, co nas łączy, bo on np za Florence nie przepada :D
A tu dżaga po koncercie :D Wziebowzięta, hehehehe :D
Rytualny obrzęd zdjęcia opasek dzień po koncercie :D
A propos!!! Widziałyśmy masę ludzi tam, którzy mieli na sobie, obok opasek z CLMF - opaski (oczywiście czterodniowe) z Open'era. Ten festiwal był, przypominam, na początku lipca! Nie wiem, jestem już za stara (:P), pewnie nie rozumiem tej festiwalowej mody czy obrządku, ale noszenie miesiąc opasek z festiwalu - jakikolwiek zaje..sty by on nie był - uważam za totalny, jak to się chyba mówi dziś, LAME. Pozerstwo czy jak to nazwać... po co? Poza tym to niehigieniczne, to aluminium, którym zaciska się opaskę, w kąpieli codziennie przez ponad miesiąc... bleh. No ale pewnie nie ogarniam.
I doborowa czwórka :D Najlepsze laski w Krakowie :D
I na koniec trochę słodyczy :) Pyszne jabłko w cukrze od owocewczekoladzie.pl
OKKKKKK, tyle! I tak się rozpisałam, mogłabym więcej, ale w sumie - po co, kto nie był, to na pewno na maxa już żałuje, a kto Florence nie zna czy nie kocha - to pewnie nie będzie mógł sobie wyobrazić, co tam czułam. Cudownie było, bosko na maxa, zrelaksowałam się, cała wróciłam i w ogóle - CZAD! A Kraków pokażę Wam w następnym wpisie - bo mam MASĘ pięknych zdjęć, bo to cudowne miasto!
Do poczytania!
O Boginio !!! Conajmniej 4 raz piszę jak strasznie Ci zazdroszczę !!!! Fajny koncert super RESET !!!!
OdpowiedzUsuń:D thx
UsuńJa też uwielbiam Florence :)
OdpowiedzUsuńI zazdroszczę koncertu jak nie wiem co !!!!!!!! :D
Trzeba było jechać, a nie zazdrościć :D
UsuńWidać , że odreagowałyście na maxa, super :) To niesamowite zrealizować taki plan, którego składnikiem jest przedmiot ochów :)Florence lubię wyrywkowo, nie wszystko, ale ma umiejętność docierania do dna naszej duszy, co niewielu się udaje. A tak poza tym ja Zmierzch uwielbiam, i filmy i książki, mam oba zestawy i co jakiś czas oglądam i czytam. Dla mnie jest napisane bardzo dobrze, dobrze mi się czyta i bardzo dobrze ogląda:) Ale nie wstydzę się tego:)Wcale a wcale.
OdpowiedzUsuńWyglądasz na bardzo zrelaksowaną i pełną energii, no i bosko oczywiście :)
A, zapomniałam, Kraków boski jest rzeczywiście, fajnie ze mogłyście pozwiedzać, aj, naprawdę zazdroszczę :)
UsuńDziękuję :) Wiem, że lubicie z Magdą "Zmierzch" i dlatego nie uznaję za najgorszy kit wszechczasów, widocznie do niektórych trafia i wzrusza, tylko mnie - wkurza :D I sama się sobie dziwię, że marudząc przy każdej części, obejrzałam wszystkie. Ale każdy z nas jest przecież inny i gust ma inny.
UsuńDo Krakowa nie macie daleko, trzeba nawet na jeden dzień pojechać :))
Pati nawet nie wiesz jak ja Ci zazdroszczę. Florence to jedna z TYCH osób, które moje gusta muzyczne ukształtowały. Ten głos, te emocje za każdym razem... Az mnie ciarki przechodzą jak tego posta czytam. Kurcze ile ja bym dała za taki koncert. Aaaaa...teraz nie mogę sobie wybaczyć, że nie skorzystałam z tej okazji, a miałabym tez z kim pojechać, bo przyjaciółka się wybrała i do tej pory piszczy z zachwytu, a teraz ten Twój post... Myslałam, już, że przebolałam, że będzie jeszcze szans kilka. Teraz jak czytam o tych emocjach to mi tak żal, że już nic nie napiszę ale azdroszczę Ci strasznie!!!!
OdpowiedzUsuńOj, trzeba było jechać.. ja strasznie długo się wahałam, bo tyle kasy, bilet, podróż, pobyt.. ale czułam, że gdy nie pojadę, będę do końca życia żałować. Następnym razem jedziesz, bo do tyłka nakopię :D
Usuńoo..poznałam tą muzykę Florence..i też bardzo chciałam być na tym koncercie..ale nie mogłam , więc zazdroszczę.. później sobie obejrzę filmiki .
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !
:) Pozdrawiam również!
Usuńfajnie, ze wypad udany, widać ze mega szczęśliwa jesteś :) czekam na zdjęcia z Krakowa, w końcu znam go do urodzenia ale chętnie zobaczę go Twoimi oczami :)
OdpowiedzUsuńNo dawaj, dawaj :D Wisi już trochę :DDD
Usuń