Nienawidzę, gdy coś się kończy, a ja się tym nie nasyciłam... Jest mi strasznie przykro, jestem rozżalona, zła i chce mi się autentycznie płakać. Dobra książka, film, spotkania z przyjaciółmi, podróże, zawsze to samo - niedosyt, żal i taka melancholia, a może już tęsknota...
Dzisiaj ostatnia niedziela sierpnia, przede mną już tylko tydzień wakacji w Borucinie... co z tego, że byłam tu dwa miesiące - nie wiem, kiedy to zleciało!.. W lipcu działo się dużo, zrelaksowana byłam bardzo i pielęgnowałam w sobie dziką radość - jeszcze miesiąc mam tej beztroski!... A tu od końca lipca czas uległ gwałtownemu przyspieszeniu, czasoprzestrzeń się zagięła, zapominając jednak o mnie - stałam bezradnie i patrzyłam na szybko przelatujące dni, jakby bez mojego udziału. Nie wiem, jak to się stało, ale mam wrażenie, że w ogóle nie odpoczęłam, w ogóle się nie nacieszyłam lasem, świeżością lasu, smakiem malin, zapachem grzybów, chociaż spacerowałam, spotykałam się z przyjaciółmi, odbyliśmy wiele wycieczek. A jednak - żal i melancholijny nastrój końca lata...
Być może trochę ta końcówka lata mnie przeraża - zaraz wrzesień i mój maleńki, pierworodny synuś idzie do pierwszej klasy. Taki duży chłopak z niego... kiedy urósł? Nie zauważyłam...
I te ostatnie dni lata są jakby dla mnie na wyłączność. Dobrze wiem, co teraz będzie... szkoła, koledzy, zadania domowe, codzienny pęd, mniejsza lub większa rutyna. Czasu mało, bardzo mało, na spacery, rozmowy, wspólne, nieśpieszne bycie razem. Nie wiem, jak ja to przeżyję... na razie przeżywam bardzo, płakać mi się chce na myśl o powrocie do domu, a raczej do naszej rzeczywistości zabieganej - i nowej, którą dopiero będę musiała ogarnąć i nauczyć się w niej żyć. Kanapki do szkoły, odbiory o różnych godzinach, konsekwencja i pilność w sprawdzaniu zadań domowych, itp, itd... wydaje mi się to przerażające. Już sam wybór plecaka jest dla mnie traumatyczny, chciałabym, by Filip miał wszystko, co najlepsze, co ułatwi mu ten start w szkolne życie, a z drugiej strony nie wiem, co to miałoby być. Nie znam się na tym, czuję się bezradna, a nie znoszę tego. I ostateczny zakup tornistra, który nadal nie nastąpił, to jak moje przyzwolenie na to, co się ma wydarzyć niedługo. Nie chcę, nie chcę go puszczać TAM, w ten gąszcz obcych ludzi, w tę nową przestrzeń, w te obowiązki, zalecenia i zakazy... Chcę, by był dalej moim chłopczykiem, którego mogę w każdej chwili przytulić, wrażliwym, cudownym chłopcem, roztrzepanym, beztroskim, który potrzebuje mnie na każdym kroku. I wiem, że nie mogę go zatrzymać, że to, co się wydarzy, jest dobre i potrzebne, i niedługo się do tego przyzwyczaję - a jednak ryczeć mi się chce, a właściwie to właśnie teraz ryczę.
Cóż. Serce matki. Kto tego nie przeżył, nie zrozumie, jak trudne są wszystkie zmiany. I nic na to nie możemy poradzić, że czas pędzi, że dzieci rosną, że wakacje kiedyś się kończą... i to jest takie smutne, takie przykre..!!! Tysiące zdjęć, filmów, zachowane głęboko w sercu wspomnienia cudnych wspólnych chwil - na co to, w takiej chwili jak ta potrzebuję tylko fizycznego doświadczenia tego, co mam, muszę dotknąć, wziąć głęboki wdech i poczuć wodę, las, zapach malin i grzybów... i ten zapach głowy dziecka - rozgrzanej w słońcu, owianej wiatrem.
A jestem chwilowo w Piotrkowie, u Dawida babci, i jeszcze cały dzień muszę na to poczekać. Te cenne chwile, ostatnie dni sierpnia, ostatnie dni przed szkołą Filipka - spędzam z dala od nich, już czwarty dzień. Praca, targi, wesele przyjaciela D. tak się złożyło pechowo, że w sierpniu. Załamka :(
I tak, zupełnie przypadkiem, post wyszedł mi smutny. A miałam Wam pokazać, jak fajnie spędzaliśmy sobie czas razem, na wakacjach na Kaszubach. bo zdjęć mam masę :) Nie leniliśmy się, pływaliśmy na sprzęcie wodnym - rowerze i kanadyjce, z dziećmi w kapokach, byliśmy w naszym ulubionym skansenie ziemi kaszubskiej, oraz w ogrodzie botanicznym. Chodziliśmy na spacery do lasu, na grzyby (których bardzo mało w tym roku), na jagody i na maliny. I byliśmy razem. Mam nadzieję, że wakacje te zostaną nam na długo w pamięci, bo były cudowne, absolutnie cudowne.
Na początek - atrakcje nadwodne :D
Filip i Maks w szale wędkowania... połowy zerowe, ale radość ogromna :D I łabędzie gratis.
Tylko Felek był zadowolony z połowu :D
Pływak mały:
A co robi mama, gdy chłopaki w wodzie? Czyta książkę na brzegu :))
A tu już na rowerze wodnym :)
Dopłynęliśmy do wyspy na jeziorze:
I szaleństwo :D
:)
A co to??
Filip :D On jest małym przyrodnikiem, całe dnie spędza na szukaniu nowych robaków, ślimaków, , jeszczurek, itp, itd, pająki nosi jak domowe zwierzątka... zgroza dla mnie czasem totalna :D A tu tropi ryby - właściwie nic innego nad jeziorem nie robi, tylko nurkuje w poszukiwaniu nowych roślin i żyjątek :)
Zamyślony Maksio w drodze powrotnej:
Krótki spacer po lesie i ulubione maliny:
"Simak, simak! Bes kojupki!"
Dla mamy :)
I kolejna wycieczka - tym razem kanadyjka. W jedną stronę z chłopakami, przystanek wyspa i powrotna droga pozmienialiśmy składy trochę :)
Zdobycz nowa:
Maksio i Amelka :)
Wspólne wiosłowanie :D
Tak szaleliśmy, że aż wpadłam do wody w ubraniu!!! A potem to już można było szaleć jeszcze bardziej :D
A Filip miał z tego radochę :D
A tu nasza ekipa wakacyjna - dzieci Dawida siostry, czyli Amelka i Nadia, oraz moi chłopcy :)
Maksio i Nadia, zgrana ekipa młodszych przeciw starszym :)
I kolejna zdobycz :D Filip nie próżnuje!
To potwory!? Czy dzieci!?
Pojechaliśmy także na zawody jeździeckie we Wdzydzach :) Świetna impreza, pierwszy raz byłam na takiej.
Zwyciężczyni :)
I musiałam to wstawić, choć zdjęcie nieostre - po prostu klasyk!!! Z tego pana :D Jeszcze tylko kapelusików jak z Ascot brakowało damom :D
Dzieci w szkole z początków XXwieku. Próba pisania piórem :)
I jazda na koniku :D
Piękne, oryginalne wnętrza:
I stylóweczka :D W mamy okularach:
Próba chodzenia na szczudłach :D W końcu się powiodła :
Felek też dał radę :D
Mama i ręczne robótki ;) Jak zwykle:
A tu już ogród botaniczny w Gołubiu:
Dzieci odbite w stawie.. kurczę, takie fajne mogło być to zdjęcie, a się prześwietliło :/
Na pagórku:
Zaczarowany ogród:
Dziw nad dziwy...
Felek miał cokolwiek niezadowoloną minę ;) Ale ja nie zauważyłam wówczas ;)
I tyle na razie :D Fot i tak za dużo, wiem, za rzadko posty wrzucam, nie na bieżąco i tak to się kończy. Ale wakacje są, mi ich żal bardzo i nie mogę spędzać przy kompie tyle czasu, ile być może powinnam. Są rzeczy ważne i ważniejsze :) Prawda?
I jak możecie, to sprawcie, by ten tydzień, który nastąpi, nie zleciał mi tak szybko jak poprzednie. Chcę zatrzymać czas. MUSZĘ. A że przyjedzie Marta z rodzinką do nas, na Kaszuby, to na pewno będzie wesoło :D Doczekać się jutra nie mogę!
~PaT